Poniżej przedstawiamy kolejne fragmenty dotyczące naszej trzytygodniowej podróży po Ukrainie w 2010 roku. Tyle się teraz mówi o Ukrainie... Sami sobie zadajemy pytania, co dalej z turystyką, jak będzie można wjechać na Krym w przyszłości?
Więcej informacji o Ukrainie i Krymie, czytelnicy nasi znajdą w dziale "Nasze podróże ". Oczywiście patrzyliśmy na wszystko z pozycji zwykłego turysty.
Niestety, po
pobycie na mierzei arabatskiej, nad Morzem Azowskim, nasz samochodzik ledwo
dyszał. Już po powrocie, rozmawiałem z właścicielami pensjonatu i to oni
ustalili, że serwis Renault na Krymie znajduje się tylko w dwóch miejscach tj.
Symferopol oraz Sewastopol. Bliżej nam było do Symferopola ( bo tylko ok. 100
km). Ponieważ dostaliśmy od nich numer telefonu do serwisu, postanowiłem rano
tam najpierw zadzwonić i od razu do nich jechać. Tylko jak my przejedziemy ponownie
przez pasmo gór krymskich? Czy samochód uciągnie znowu pod te górki?
Rano,
najpierw dzwoniłem do serwisu. Trudno trochę było wytłumaczyć jakiejś pani, co
się stało z samochodem. Rozmawiałem po rosyjsku, gdyż to jest język jakim na Krymie posługują sie wszyscy. Jednak w końcu zrozumiała jak powiedziałem, że машина сломалась, co znaczyło, że
samochód się zepsuł. Byli uprzedzeni, że do nich dojedziemy. Pani powiedziała
też, że nas od razu przyjmą do naprawy. Co prawda właściciele naszego
pensjonatu proponowali nam, żeby pojechać do jakiegoś miejscowego, zwykłego
zakładu samochodowego, ale trochę się baliśmy oddać tam auto.
Przejazd przez góry krymskie.
Przez pasmo gór
przejechaliśmy z trudem. Na szczyty wjeżdżaliśmy na „jedynce” i to jeszcze
bardzo powoli. Z górki jechał jak burza. Po wydostaniu się z gór jechaliśmy już
szeroką, dobrą drogą. Tam samochód jechał nawet z prędkością ok. 80-90 km/h. W
ten sposób przejechaliśmy 100 km dzielących Sudak od Symferopola.
Symferopol (ukr. Сімферо́поль, ros. Симферо́поль), jest miastem na półwyspie krymskim, leży nad rzeką Sałhir, jest on stolicą Republiki Autonomicznej Krymu. Miasto zamieszkuje ok 350 tysięcy osób. Założone zostało w 1784 roku przez carycę Katarzynę II w pobliżu starożytnej stolicy państwa scytyjskiego na Krymie Neapolu Scytyjskiego. W XIV wieku istniała tu tatarska osada pod nazwą Aqmescit. Symferopol przez długi czas stanowił siedzibę guberni taurydzkiej.
W mieście znajduje się dworzec kolejowy i lotnisko, kursuje trolejbus łączący Symferopol z Jałtą (to najdłuższa na świecie czynna linia trolejbusu – 86 km) oraz pociąg do Sewastopola. W Symferopolu i jego okolicach znajdują się kamieniołomy pozyskujące ozdobne wapienie o dobrym polerze nazywane potocznie marmurami (choć nie jest to marmur w sensie definicji geologicznej).
Miasto nie zrobiło na nas jakiegoś wielkiego wrażenia, choć jest faktycznie duże i bardzo rozległe. Wszędzie było widać stare, zaniedbane bloki, zatłoczone ulice, drogi nienajlepszej jakości i wszędzie było dużo starych samochodów.
Już w samym
Symferopolu, raz zapytałem o drogę do serwisu miejscowego kierowcę.Wkrótce podjechaliśmy pod serwis Renault. Mieścił się on w ogromnym, nowoczesnym budynku.
Zaraz też poszedłem do biura, przedstawiłem problem i zabrali auto na warsztat.
Wszystkie sprawy załatwiałem z młodym chłopakiem Andriejem. Od początku
mówiliśmy sobie po imieniu. Pokazał nam, gdzie jest kawiarenka, w której możemy
usiąść i tam mieliśmy czekać.
Było ok. godz.11.00. Siedzieliśmy posłusznie,
oglądaliśmy telewizję,
piliśmy, herbatę i kawę. Po godzienie przyszedł Andriej i sytwierdził, że mają
problemy. Wymienili filtr powietrza, sprawdzili świece zapłonowe, cały układ na
komputerze i dalej nie mogli znaleźć usterki. Czekaliśmy dalej. Po następnej
godzinie Andriej poinformował nas, że najprawdopodobniej
nasz komputer w samochodzie źle działa, czym nas mocno nastraszył. Później zjedliśmy
dobry i tani obiad. Czekaliśmy dalej cierpliwie. W międzyczasie chodziłem kilka
razy do Andrieja dowiedzieć się, co robią. W końcu przed godziną 15.00
przyszedł do nas Andriej i oświadczył, że wszystko jest wyregulowane i samochód
jest sprawny. Ucieszył nas bardzo. Samochód stał już przed serwisem. Powiedziałem
mu, że najpierw sprawdzę i kawałek się przejadę. Pojeździłem chwilę po parkingu
i wszystko było dobrze. Poszliśmy zapłacić – 530 hrywien (ok. 180 zł) za części
oraz naprawę. Obawialiśmy się, że może być znacznie drożej. Zadowoleni
pożegnaliśmy się z sympatycznym Andriejem i wyjechaliśmy z serwisu.
Ruch na ulicach
stał się ogromny, było coś ok. 16.00. Ujechaliśmy ok. 2 km, a tu samochód
zaczął przerywać i znowu nie „ciągnął”. Jechaliśmy ulicą bardzo ruchliwą z
czterema pasami i do tego lewym pasem, ponieważ za chwilę mieliśmy wjechać na
rondo. W końcu samochód stanął. Zrobił się ogromny korek. Jola wyszła na zewnątrz i spychała samochód do prawego
pasa, aż w końcu wjechaliśmy na pobocze. W niedalekiej odległości (ok. 200 m)
stał patrol policji, ale zupełnie
nie zainteresowali się powstałą sytuacją – może i lepiej dla nas. Zaraz też
dzwoniłem do serwisu i rozmawiałem z Andriejem, który wypytał mnie, gdzie
stoimy i kazał nam czekać aż on przyjedzie i nas ściągnie. Czekaliśmy ok. godziny. Jola w tym czasie
rozwiązywała krzyżówki, a ja stałem przy ulicy w oczekiwaniu na przyjazd
samochodu, który nas będzie holował. W końcu przyjechali zwykłym samochodem
osobowym, wzięli nas na hol i pojechaliśmy z powrotem do serwisu. Tam
oświadczyłem, że zostawiamy auto w serwisie, a oni po naprawieniu mają do nas
zadzwonić. Jeszcze Andriej wytłumaczył nam, jaką marszrutką ( mały, prywatny busik) mamy dojechać do dworca
autobusowego i się z nim pożegnaliśmy.
Poszliśmy na
przystanek, gdzie zatrzymują się marszrutki.
Na ulicach robił sie już "kociokwik" z samochodami. Ciągle ktoś na kogoś trąbił, aż dziwne, że nie widzieliśmy żadnego wypadku. Zapłaciliśmy po dwie hrywny i po krótkim czasie dojechaliśmy do dworca
autobusowego. Tam pytałem kogoś, z którego miejsca odjeżdżają autobusy do
Sudaku. Już po chwili siedzieliśmy w autobusie. Cena biletu do Sudaku wynosiła
ok. 27 hrywien za osobę.
W autobusie jechali
w większości ludzie wracający po pracy do domów. Nie widzieliśmy podobnych do
nas turystów. Budziliśmy też ich ciekawość. Po pewnej chwili dosiadł się do nas
mężczyzna, który pytał skąd jesteśmy, gdzie przyjechaliśmy itp. Był bardzo rozmowny,
na wstępie powiedział, że on nie jest rdzennym Ukraińcem ani też Tatarem, a
Uzbekiem. Jego żona jest Tatarką, której rodzina kiedyś została wywieziona do
Uzbekistanu. Tam się poznali, a później przyjechali na Krym. Na początku rozmowy przedstawił się,
jako Arsen i dalej mówiliśmy sobie po imieniu. Opowiadał o swojej rodzinie,
córce, która ma wyjść za mąż i ciężkim życiu zwykłych mieszkańców
Krymu. Pracuje on na budowach w Simferopolu (bo tam więcej płacą) i zarabia
miesięcznie ok. 1100-1200 hrywien (ok. 400 zł!). Arsen był bardzo
przyjacielski, zapraszał nas do siebie. Cała rozmowa toczyła się w bardzo miłej
atmosferze.
Arsen
Po ok. dwóch
godzinach jazdy przyjechaliśmy na dworzec autobusowy w Sudaku. Było już zupełnie ciemno. Dworzec ten
znajdował się po drugiej stronie miasta w stosunku do naszego pensjonatu.
Szliśmy spacerem, było bardzo ciepło i przyjemnie. Po drodze zrobiliśmy jeszcze
zakupy w sklepie spożywczym. Kupiłem też w sklepie suszoną rybę ( w końcu!).
Przechowywana była w ladzie chłodniczej, a więc w warunkach dość dobrych.
Zapytałem sprzedawczynię, czy ryba suszona jest dobra, na co odpowiedziała, że
bardzo dobra i popularna, szczególnie nadaje się do wódki lub piwa. Wybrałem
taką średniej wielkości.
.Około 21.00
byliśmy już w naszym pokoju. Zaraz też zabrałem się za piwo i suszoną rybę.
Była nie do strawienia. Czułem się tak, jakbym gryzł papier, czy też steropian.
Te ryby mają w środku zasuszone wnętrzności! Zapach, a raczej smród w pokoju
zrobił się okrutny. Nie potrafiłem tego zżuć. Wszystko też zapakowałem w
torebkę foliową i stwierdziłem, że rano dam kotkowi. Dopiero teraz zaczęliśmy
planować następny dzień. Najpierw trzeba było dzwonić do serwisu i dowiedzieć
się, czy naprawiono auto. Jeśli nie, to autobusem mieliśmy jechać do pobliskiej
miejscowości Stary Krym (przed wiekami, była to pierwsza stolica Krymu). Jeśli
auto naprawiono, to z kolei mieliśmy
ponownie jechać do Simferopolu, a wracając zobaczyć Ałusztę, słynną marmurową
jaskinię i później wracalibyśmy do Sudaku trasą biegnącą nad brzegiem Morza
Czarnego. „Rozkład jazdy” na następny dzień został przygotowany. Później już
tylko trochę telewizji i odpoczynek.
zdj. Jola i Tadeusz Dach
|