Podczas pobytu w Hiszpanii
mieszkaliśmy w hotelu „Surf-Mar” w Lloreto de Mar. To hotel czterogwiazdkowy z
wszelkimi wygodami. Do plaży było 50 m, można też było spędzać czas wolny w
ogrodzie hotelu, gdzie m. in. był ładny basen. Wieczorami w hotelu odbywały się
występy artystyczne oraz dyskoteki z czego i nasza grupa skorzystała.
Mieszkańcami hotelu byli ludzie z całej Europy. Oddzielną sprawą była
restauracja i posiłki tam serwowane. Wszystko podawano na zasadzie „stołu
szwedzkiego”. Wybór był ogromny i chyba wielu z nas przywiozło do kraju
dodatkowe kilogramy…
W Barcelonie,
podziwialiśmy prace znanego artysty – tam, żył i mieszkał Antoni Gaudi
(1852-1926), kataloński architekt i inżynier secesyjny słynący z wyjątkowych
projektów. Najpierw byliśmy w najbardziej znanym parku Barcelony – Park Gȕell. Powstał on na
zamówienie złożone w 1898 r. Antonio Gaudiemu przez hrabiego Eusebia Güell.
Prace trwały w latach 1910-1914. Niestety projekt nigdy nie został zrealizowany
w zamierzonej formie. W 1922 r. władze miasta wykupiły teren i przekształciły
go w park miejski. Już od wejścia można zobaczyć dziwaczne budowle, rzeźby i mozaiki.
Górna część parku jest tarasem ze
wspaniałym widokiem na miasto, dookoła którego ciągnie się najdłuższa ławka
świata, mierząca 152 m. Na terenie parku znajduje się dom, w którym artysta
mieszkał w latach 1906-1926, a w którym zrobiono muzeum. Można tam wejść za
dodatkową opłatą. Są tam m.in. meble jego projektu, plany i szkice.
Najważniejszym i najbardziej
rozpoznawalnym zabytkiem Barcelony jest katedra Sagrada Familia, czyli
Przebłagalna (Pokutna) Świątynia Świętej Rodziny. Jest ona niezaprzeczalnym
symbolem tego miasta. Jej budowę rozpoczęto w 1882 r. Rok później projekt
przejął Antoni Gaudi, który postanowił stworzyć „najbardziej niezwykłą budowę
sakralną na ziemi, w stylu jakiego jeszcze nie było”. Nazywał ją „katedrą dla
ludzi” i całkowicie się jej poświęcił. Budowla zrobiła na nas duże wrażenie,
pewnie głównie poprzez szalone kształty, inspirowane przez naturę formy
rzeźbiarskie, kolorowe mozaiki oraz przeróżne niespotykane ozdoby, jak np.
owoce!. Prace przy budowie katedry trwają po dziś dzień i są finansowane ze
składek publicznych.
W Barcelonie zwiedzaliśmy też
stadion olimpijski, chociaż wielu z nas marzyło, aby zobaczyć piłkarski stadion
FC „Barcelona”. Jednak zwiedzanie tego obiektu wiązało się z dość znacznymi
kosztami.
Byliśmy na ogromnym placu
Katalońskim oraz na placu Hiszpańskim.
Przy tym drugim podziwialiśmy przepiękną panoramę Barcelony ze wzgórza na
którym znajduje się Pałac Narodowy. Mogliśmy podziwiać dwie 47-metrowe wieże
weneckie, zespół fontann oraz „magiczną fontannę” i dawną arenę do walkibyków obecnie działającą jako centrum
handlowe. Zaznaczmy, że w Katalonii walki byków są zabronione. Jest to teżmiejsce widowiskowych spektakli
artystycznych: woda – światło – dźwięk, które zresztą mieliśmy okazję oglądać i
chyba nie do końca byliśmy tym widowiskiem zauroczeni.
Przed Katedrą Santa Eulalia,
mogliśmy podziwiać w jaki sposób Katalończycy tańczą sardanę – narodowy taniec,
ich symbol solidarności i jedności. Taniec ten, tańczony jest przede wszystkim
przez ludzi starszych, ale nie tylko, ponieważ widzieliśmy sporo osób
młodszych. W tańcu tym, tancerze powolnie chodząc trzymają się za ręce tworząc
koło.
Osławiona ulica La Rambla (takie
nasze Krupówki w Zakopanem tylko w rozmiarze XXXL) tętni życiem przez całą
dobę, to słynna ulica i ogromny deptak w centrum Barcelony. Rozciąga się od
Placu Katalońskiego aż do kolumny Krzysztofa Kolumba, górującej nad
barcelońskim portem. Spacerowaliśmy po tym deptaku. Stragany, kawiarnie,
stoiska z kwiatami, ptakami, pamiątkami, tancerze, kuglarze i czego tylko dusza
zapragnie. Są także nieustannie tłumy turystów no i ponoć kieszonkowców tam nie
brakuje. Nam się jednak nic złego nie przytrafiło. Tuż obok znajduje siętarg owocowy, warzywny i mięsno-rybny Boqueria. Na targutymstragany uginają się pod ciężarem
wszelkich artykułów spożywczych, w tym owoców tropikalnych i morskich, a także
innych lokalnych produktów.
Tuż obok wspomnianego pomnika
Krzysztofa Kolumba mieliśmy okazję zobaczyć pięknie kwitnącedrzewa butelkowe. Chyba nazwy ich, ze względu
na kształt pnia, nie musimy tłumaczyć.
W Barcelonie widzieliśmy wiele
innych atrakcyjnych miejsc. Trudno je tu wszystkie wymienić i opisać.
Jednak Katalonia, to nie tylko
Barcelona. Mieliśmy okazję być w kilku innych miejscowościach tego regionu.
Byliśmyw klasztorze Montserrat gdzie znajduje się
figurka Matki Boskiej La Moreneta
czyli Czarnulka. Historia tego miejsca jest niezwykle ciekawa. Podobno w jednej
z grot Montserrat ukrył ją około 50 roku naszej ery nie kto inny a święty
Piotr. Figurka miała w ten sposób zostać uchroniona przed Maurami, którzy
niszczyli chrześcijańskie ikony.Została
odnaleziona dopiero w 880 roku przez dzieci pasterzy, co dało to początek
wielu cudom i objawieniom. W X wieku powstał w tym miejscu klasztor. Znajduje
się on na wysokości aż 1000 m n.p.m! Wygląda jakby został przyklejony do skały!
Same góry są niezwykłe, mówi się o nich, że to anioły pocięły je złotymi
piłami. Do figurki i klasztoru pielgrzymuje mnóstwo ludzi, o czym mogliśmy się
przekonać osobiście, a osoby, które chciały zobaczyć figurę z bliska musiały
odstać w długiej kolejce (ponad 1 godz.). Już sam wjazd na wzgórze autokarem,
po wąskiej drodze, pnącej się bardzo krętą serpentyną był ekstremalnym
przeżyciem (ze zjazdem wcale nie było lepiej…). Jednak możliwość odwiedzenia
tego miejsca i widoki jakie rozciągały się pod naszymi stopami wynagrodziły nam
wszystko.
Wszyscy czekaliśmy z
niecierpliwością na spotkanie z flamenco.Jak się okazało flamenco, to nie tylko taniec, a wręcz zjawisko
kulturowe związane z folklorem andaluzyjskich Cyganów, obejmujące muzykę,
śpiew, taniec, strój i zachowania. To był niezapomniany wieczór, a udział w
koncercie, w którym prezentowano tańce flamenco na długo pozostaną wpamięci uczestników. Całość imprezy odbywała
się wieczorem w starym zamku Castel
Medieval z dużą salą widowiskową. Najpierw wszystkim zrobiono zdjęcia z
tancerzami flamenco (można je było wykupić, bądź nie), później zajęliśmy
miejsca na ogromnej sali, w której zgromadzono ok. 500 osób. Na sali
znajdowalisię turyści z 10-15 państw.
Nasze stoły zastawiono szampanem oraz winem. Początkowo występowało kilku
artystów z piosenkami hiszpańskimi, włoskimi oraz przebojami międzynarodowymi.
Po nich na scenę wjechali artyści na koniach i do muzyki flamenco tańczyły
właśnie konie!Jednak to co nastąpiło
później, okazało się wspaniałym pokazem tańca flamenco w wykonaniu grupy
tancerzy. Tańce były bardzo różnorodne, a stroje tańczących osób były
wspaniałe. Do tego piękna muzyka gitarowa i solówki wykonywane przez tancerzy
używających rąk i nóg jako instrumentu perkusyjnego – były
wspaniałe.Całość rytmu
tańca była wybijana przez tancerzy poprzez uderzenia dłońmi, klaskanie,
pstrykanie palcami, uderzenia otwartymi dłońmi o pudła, na których siedzą i za
pomocą kastanietów. Chyba wszystkim naszym wycieczkowiczom koncert ten podobał
się bardzo.
Dużą atrakcją był wyjazd do
miejscowości Figueros gdzie znajduje się muzeum Salvadora Dali(1904-1989). Tam żył i
tworzył jeden z najbardziej znanych artystów surrealizmu. W wieży, gdzie
mieszkał, został pochowany. Zwiedzaliśmy to muzeum nazwane przez samego artystę
„gigantycznym obiektem surrealistycznym”. Dali zaprojektował w nim labirynt
pomieszczeń różnych kształtów i wielkości, które ozdobione są ekstrawaganckimi
rysunkami i rzeźbami.
Girona, to bardzo stare miasto
założone przez rzymskiego wodza Pompejuszaokoło roku 79 p.n.e. Oglądaliśmy tam Bazylikę Sant Feliu -
pierwszy kościół w tym miejscu powstał w czasach wczesnochrześcijańskich
orazKatedrę NMP (Catedral de Santa
María) - budowana od XI do XVIII stulecia,która posiada jedną nawę, drugą co do wielkości w świecie
chrześcijańskim, po bazylice św. Piotra w Rzymie. Jej cechą charakterystyczną
są bardzo wysokie schody przed katedrą. P. Łukasz, nasz pilot, opowiadał nam anegdotę,
że jeżeli ktoś trzy razy wejdzie i zejdzie po tych schodach, będzie miał
odpuszczone wszystkie grzechy. Okazało się, że połowa osób z naszej wycieczki
(głównie panie) zaraz też, szybko biegały po schodach. Czyżby tyle miały na
sumieniu…
W miejscowości Besalu wszyscy
zachwycali się kamiennym mostem i starym miastem. Na centralnym placu tego
małego miasteczka znajdujesię romański
kościół klasztorny. Opactwo benedyktyńskie zostało ufundowane w 977 r., a
kościół konsekrowano w 1003 r. niestety wejść do niego nie można było, ale
zdjęcie wykonane przez szybę pokazuje jego surowe wnętrze. Czas w tej
miejscowości jakby się zatrzymał w średniowieczu. Bardzo urokliwe są wąskie
uliczki, a większość budynków zbudowanych jestz miejscowego kamienia i pochodzi z X-XII w.
Byliśmy też w Tossa de Mar, małej miejscowości leżącej nad
morzem. Miasto znane jest przede wszystkim z bardzo dobrze zachowanej,
jednej z najpiękniejszych w Hiszpanii, średniowiecznej starówki i fortyfikacji
obronnych z XII w. Wspinaliśmy się tam na wysokie wzgórze z latarnią morską,
skąd mogliśmy podziwiać skaliste brzegi morza śródziemnego. Z miejscowości tej
płynęliśmy stateczkiem wycieczkowym do naszego Lloreto de Mar i dopiero wtedy
widzieliśmy jak wygląda faktycznie wybrzeże Katalonii. Jest tam ogromna ilość
skał, a plaże znajdują się tylko w urokliwych zatokach.
Podczas pobytu w Lloreto de Mar był
również czas na odpoczynek, spacery po pobliskich górach, opalanie się na
plaży, czy na basenie w hotelu. Wiele osób chodziło do miasta na zakupy, aby
zawieźć do Polski pamiątki z Katalonii. Duża grupa w niedzielny poranek udała
się do miejscowego kościoła, gdzie byli zaskoczeni przywitaniem przez księdza w
języku polskim, a podczas mszy świętej ewangelia była czytana w czterech
językach, w tym po polsku.
Dobrze nam było w Lloret de Mar,
sześć noclegów w jednym miejscu pozwoliło wszystkim odpocząć, a jednocześnie
wiele zobaczyć i „poczuć” Hiszpanię.
Teraz przed nami pobyt na Lazurowym
Wybrzeżu w południowej Francji i zwiedzanie miejscowości takich jak Saint
Tropez oraz Cannes. Później jeszcze tylko księstwo Monaco z pobytem w kasynach
Monte Carlo i powrót do Polski, ale o tym w następnej części naszej relacji.