Lazurowe Wybrzeże, znane
także jako Riwiera Francuskato odcinek wybrzeża Morza Śródziemnego we francuskiej
Prowansji, rozciągający się od okolicMarsylii,
aż po granicę włoską. Jest to największy region turystyczny Francji, który
odwiedza około 10 milionów turystów rocznie. Po II wojnie światowej na całym
wybrzeżu powstała intensywna zabudowa dla celów wypoczynkowych: hotele, mariny,
kąpieliska i kasyna. Byliśmy tam - i nadal twierdzę, że nasze plaże nad
Bałtykiem, ze „złotym piaskiem” są dużo ładniejsze. Inną sprawą jest cała
infrastruktura turystyczna w tych miejscowościach.
Najpierw pojechaliśmy do Saint-Tropez. To niewielkie miasteczko
(ok. 6 tys. stałych mieszkańców), jednak jego położenie sprawia, że rozwinął
sie tu port jachtowy, oraz bardzo intensywnie kwitnie turystyka.
Spopularyzowane zostało mocno przez dwa filmy, których akcja dzieje się w tej
miejscowości. „Żandarm z Saint-Tropez”
to film z Louisem de Funèsem , a film z 1956 r. „I bóg stworzył kobietę”
z Brigitte Bardot. Widzieliśmy na wielu stoiskach podobizny B. Bardot, ogromnie
dużo jest wszelkich portretów tej aktorki malowanych i sprzedawanych na
bulwarach artystów malarzy.
Byliśmy tam pod koniec września,
dzielnica portowa pękała od wielkiej ilości turystów. Nagromadzenie jachtów w
marinie było przeogromne. Spacerowaliśmy nadbrzeżem, wszędzie był ogromny tłok,
kafejki, kawiarnie i restauracje były pełne ludzi. Wszyscy szukali oczywiście
jakiegoś policjanta, który by przypominał słynnego filmowego żandarma i w końcu
udało nam się takiego sfotografować. Poszliśmy też do najstarszej części tego
miasteczka z wąskimi, malowniczymi uliczkami i starym kościołem. Tam już
takiego tłoku turystów nie widzieliśmy.
W samym miasteczku niewiele jest do
zobaczenia, a ceny w restauracjach należą do zdecydowanie wysokich. Warto było
jednak odwiedzić to miejsce, choćby ze względu na jego sławę.
Innego rodzaju miejscowością na
Lazurowym Wybrzeżu Francji jest słynne Cannes. To dużo większe miasto od St.
Tropez, bo liczy prawie 70 tys. mieszkańców. Od czasów średniowiecza aż do
początku XIX wieku Cannes było małą rolniczą i rybacką osadą. W latach 30 -tych
XIX wieku zostało odkryte przez francuską i zagraniczną arystokrację, która
zbudowała tutaj swoje rezydencje. Obecnie miasto znane jest na całym świecie
dzięki międzynarodowemu festiwalowi filmowemu i rozwiniętej turystyce.
W Cannes oglądaliśmy ogromną marinę , w której było mnóstwo
ekskluzywnych jachtów i przede wszystkim pałac festiwalowy, ze schodami, na
których leży czerwony dywan. Niestety, pałac ten podczas naszej bytności był
dość szczelnie ogrodzony, gdyż przygotowywano tam jakaś imprezę i musieliśmy
zaglądać tam przez to ogrodzenie.
Spacerowaliśmy Bulwarem La Croisette,
który jest najmodniejszą aleją spacerową na całej Riwierze. To wszystko za
sprawą odciśniętych dłoni , na wzór alei gwiazd w
Hollywood. Do grona sław, które pozostawiły swój odcisk dłoni na chodniku
zaliczyć można: Chucka Norrisa, Angeline
Jolie, Andrzeja
Wajdę, Romana Polańskiego
czy Johna Travolta. W pobliżu bulwaru stoją
najbardziej znane, ekskluzywne hotele, m.in. Martinez czy Carlton. W okresie
festiwalowym to właśnie tutaj mieszkają gwiazdy.
Bulwar ten biegnie wzdłuż pięknej
plaży. Część plaży jest wygrodzona dla poszczególnych hoteli, ale są również
miejsca ogólnie dostępne. Są one znakomicie przygotowane, można skorzystać z
wielu atrakcji, wypożyczyć sprzęt, parasole, leżaki, skorzystać z pryszniców,
jak również zjeść w jednym z licznych barów, czy restauracji. Pamiętajmy
jednak- w Cannes jest drogo! Festiwal
filmowy odcisnął swoje piętno w wielu miejscach. Są budynki z ogromnymi
portretami aktorów i scen z filmów. W wielu miejscach można zrobić sobie
zdjęcie z popularnymi aktorami z czego nie omieszkaliśmy skorzystać. Wszędzie
jest dużo zieleni, bulwar otoczony jest piniami, palmami i inną roślinnością
śródziemnomorską.
Poszliśmy też na wysokie wzgórze zamkowe,
skąd można było podziwiać całą panoramę Cannes orazzatoki nad którą leży to miasto.
Z Cannes ruszyliśmy w kierunku
Monako. Księstwo Monako (fr. Monaco), to niewielkie miasto-państwo
położone nad Morzem Śródziemnym w obrębie Riwiery Francuskiej. Po Watykanie
jest to drugie najmniejsze pod względem powierzchni niezależne państwo świata.
Powszechnie jest tam używany język francuski, ale również lokalny język monegaski,
który jednak nie jest językiem urzędowym. Całkowita powierzchnia tego państewka
wynosi 2,02 km kwadratowego. Liczba ludności to 37 tysięcy mieszkańców , z
czego jedynie niecałe 9 tys. stanowią Monegaskowie (obywatele księstwa), pozostali to imigranci, głównie z Francji i Włoch.
Podstawą gospodarki są usługi, zwłaszcza bankowość, turystyka i handel nieruchomościami.
Znaczne dochody dla państwa przynosi kasyno
gry w Monte Carlo oraz emisja znaczków pocztowych i pamiątkarstwo.
Od końca XIII wieku w Monaco panuje
rodzina Grimaldich. Książę jest samodzielnym władcą i głową państwa. Jak
dotychczas, wszyscy książęta Monako pochodzili z dynastii Grimaldi. Od 2005 r.
księciem jest Albert II.
Jedną z atrakcji Monako jest ogród
botaniczny usytuowany na dość stromym zboczu. Został on założony w 1933
roku.Ogród specjalizuje się w
prezentowaniu różnorodności sukulentów, które pochodzą ze Stanów Zjednoczonych,
Meksyku, Ameryki Środkowej i Południowej, Bliskiego Wschodu i Afryki. Długo
chodziliśmy zauroczeni alejkami ogrodu podziwiając różnorodne rośliny. U
podnóża skalnego klifu, na którym położony jest ogród, znajduje się
udostępniona dla odwiedzających ogród malownicza, naturalna jaskinia wydrążona
w skałach wapiennych, a w niej mnóstwo przepięknych tworów natury.
Później pojechaliśmy do centrum
miasta, by zobaczyć książęcy pałac. Niestety, nie można tam było robić żadnych
fotografii. Wnętrza pałacu są bardzo ciekawe, a poszczególne komnaty pałacowe
są w pełni wyposażone, wszędzie jest mnóstwo rzeźb i obrazów. W pałacu mieszka
książę Monako i jego rodzina, stąd wiele obostrzeń dla zwiedzających. Już po
zwiedzeniu pałacu widzieliśmy jak przyjechała limuzyna z księciem w eskorcie
motocyklistów. Ponieważ część osób machała do przejeżdżającego księcia, on
również im odpowiedział, czym wywołał duży aplauz.
Zwiedzaliśmy też starą katedrę, w
której są grobowce wszystkich Grimaldich. W czasie wolnym chodziliśmy wąskimi
uliczkami. Wszędzie wisiały flagi Monako (czerwono-białe, odwrotnie jak nasza
flaga narodowa), co nam się bardzo podobało.
W godzinach popołudniowych
pojechaliśmy do dzielnicy Monaco - Monte Carlo. To właśnie w Monte Carlo znajduje
się trasa rajdu samochodowego oraz tor
wyścigowy, na którym rozgrywane jest Grand Prix Monako Formuły 1. Mieliśmy
okazję być na bardzo rozległych parkingach podziemnych, gdzie organizowane są pit-stopy
dla bolidów Formuły 1. Spacerowaliśmy też wzdłuż tras , na których rozgrywane
są te zawody. Na deptaku nadmorskim oglądaliśmy
też miejsce, wzorowane na aleję gwiazd w Cannes, gdzie są wymienieni najlepsi
piłkarze świata. Nie zabrakło tam nazwisk polskich piłkarzy tj. Zbigniewa Bońka
oraz słynnego Kopy (Raymonda
Kopaszewskiego) syna polskich emigrantów, grającego we Francji i Hiszpanii.
Jednak najważniejszym celem naszego pobytu w Monte Carlo było kasyno. Przecież
miejsce to jest historyczną stolicą hazardu. Pierwsze zostało wybudowane
już w latach 1878-1879. Przy przepięknie zabudowanym placu znajdują się dwa
duże kasyna i ogromny stary hotel. Wszędzie parkują luksusowe samochody.
Miejsce to jest może za drogie, jak na możliwości zwykłych turystów, ale warto
je zobaczyć. Najpierw weszliśmy do Royal Cassino. Przed wejściem była selekcja.
Wpuszczają schludnie ubranych, raczej jeśli chodzi o mężczyzn- długie spodnie,
buty nie klapki czy sandały, panie zresztą podobnie. Z naszej grupy nie
wpuszczono dwóch osób, właśnie ze względu na klapki i sandały. Plecaki, kapelusze,
kamery, aparaty należy zostawić w
szatni, wstęp 10 euro! Zrezygnowaliśmy z wejścia do tego „przybytku” rozpusty.
Tuż obok znajduje się drugie kasyno (nie tak stare i szacowne), gdzie mogli
wejść wszyscy i to bez żadnej opłaty. Zdjęć jednak nie można było nigdzie
wykonywać. Wewnątrz znajdują się chyba
wszystkie gry, jakie ktoś wymyślił, aby zarabiać pieniądze, setki, a może tysiące
automatów i przeróżne stoły do gier karcianych. Wszystko to na dwóch, trzech
piętrach.
Nie zabrakło wśród nas kilku osób,
które próbowały zdobyć fortunę… Jednak po kilkunastu próbach, zrezygnowały z
tej „przyjemności” pozostawiając w kasynie trochę euro. To nie jest tania
rozrywka, automaty były po 5 euro, a stoły do black jacka, roulette minimum 15,
25 euro za wejście do gry. Okazało się też, że aby grać, trzeba potrafić posłużyć
się poszczególnymi urządzeniami i to też nie było takie proste. Tak więc
marzenia niektórych osób z naszej wycieczki, o zdobyciu fortuny w kasynie, zostały sprowadzone do zera. Inni wracali
zadowoleni, że nie próbowali na czymkolwiek grać, a posiadane euro zostały w
kieszeni. Warto było jednak zobaczyć to miejsce i poczuć atmosferę wielkich pieniędzy.
Nocowaliśmy (ostatni nocleg) na
terenie Włoch, tuż za granicą francuską. Na obiadokolację dostaliśmy m.in.
makaron z sosem (a cóżby innego).
Od rana następnego dnia wracaliśmy
do Polski. Najpierw jechaliśmy wzdłuż morza Śródziemnego, wszędzie były przepiękne
widoki na zatoki i leżące nad nimi miasteczka. Później przez Genuę, Mediolan w
kierunku Szwajcarii. Widoki z nadmorskich zmieniły się w wysokogórskie,
przebijaliśmy się przecież przez Alpy. Dużym przeżyciem była wspinaczka naszego
autokaru na wysokość ok. 1600 m, aby
przejechać przełęczSan
Bernardino. To tak jakbyśmy autokarem wjechali na naszą Śnieżkę (1603 m)! W
San Bernardino znajduje się wlot do tunelu drogowego, który pozwala łatwo przejechać
przez Alpy. Wysokie szczyty gór, niektóre zupełnie zaśnieżone, poniżej hale pełne
pasących się owiec, stwarzały niezwykły klimat, a widoki przed nami rozciągające
się były wręcz bajkowe.
Przejazd przez Szwajcarię, później
przez Austrię i Niemcy był niejako dopełnieniem naszej wycieczki.
Przejechaliśmy kilka tysięcy kilometrów w sposób bardzo bezpieczny, co pewnie
zawdzięczamy naszym świetnym kierowcom, panom Romanowi i Bartkowi. Tą drogą możemy
im serdecznie podziękować za bezpieczny dojazd i powrót do Polski.
Pilotem naszym był młody człowiek, p. Łukasz, który posiadał ogromną wiedzę na temat Francji i Hiszpanii i którąpotrafił się z nami dzielić. Może gdyby
jeszcze chodził trochę wolniej, biorąc pod uwagę fakt, że nie tylko młodzi uczestniczyli
w wycieczce. Czasami brakowało nam też informacji: którędy jedziemy, kiedy i
gdzie będziemy nocować ,czy ciekawosteko przejeżdżanych miejscach poza Francją i Hiszpanią.
Całość wycieczki była bardzo ciekawa,
byliśmy w wielu miejscach i mamy dużo wiadomości o odwiedzonych państwach.
Dużym plusem był fakt, iż wycieczka nie polegała tylko na bezustannym zwiedzaniu,
ale również był czas na odpoczynek i zakupy pamiątek.
O godzinie 6.00 rano, po 21
godzinach jazdy, dotarliśmy do Rymania.