gorawino 026m.jpg
powered_by.png, 1 kB
Strona główna arrow Nasze podróże arrow Dania arrow Bornholm - "Zielona wyspa" Danii
Bornholm - "Zielona wyspa" Danii Utwórz PDF Drukuj Poleć znajomemu
Redaktor: Administrator   

Tak prawdę mówiąc, wyjazd na Bornholm planowaliśmy od dawna. Jakoś dziwnie, nigdy nam nie pasowały terminy i okoliczności. Ogromną zachętą było oglądanie kilka lat wstecz zdjęć i filmów z pobytu na tej wyspie, wykonanych przez naszych sąsiadów. Ponadto część naszych wczasowiczów będąc u nas wyjeżdżała na tę wycieczkę, a my ciągle odkładaliśmy ją na plan dalszy. W ubiegłym roku, jadąc przez Szwecję też mówiliśmy, że można by popłynąć z tego kraju na wyspę, ponieważ było znacznie bliżej niż z Kołobrzegu. Również tam nic z tego nie wyszło. Do tych wszystkich planów dochodził czynnik pogody. Czy będzie wiało i bujało na morzu i na ile będzie to groźne dla nas, a także jak zareagują na to nasze organizmy i czy nie trzeba będzie „oddać hołdu” i części naszych posiłków Neptunowi.

Wszystko to powodowało ciągłe odkładanie naszej wycieczki na czas przyszły.

bornholm-map.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mapa Bornholmu z serwisu internetowego


W końcu się zdecydowaliśmy, był 1 październik, a więc po sezonie. Chętnych na wyjazd było stosunkowo mniej, a i bilety były trochę tańsze (po 160 zł od osoby). Pogoda zapowiadała się dość ładnie, ponieważ nie było wiatru, a na niebie były gwiazdy. Zjedliśmy solidne śniadanie, później szybko do samochodu i jechaliśmy do Kołobrzegu. Przed promem było już trochę osób. Co chwilę tez podjeżdżały taksówki przywożąc kolejnych pasażerów. Bilety kupiliśmy bez problemu i poszliśmy szukać sobie miejsca na górnym pokładzie. Znaleźliśmy je dość szybko, a przy naszym stoliku siedział jeszcze jeden facet w średnim wieku.

dsc01993-001.jpg

    

        Punktualnie o 7.00 prom ruszył. Po wyjściu z portu okazało się, że na morzu nic nie buja – fala była minimalna. Powiedzieliśmy sobie, że „…tak, to możemy płynąć”. Jeszcze podczas wychodzenia promu z portu w Kołobrzegu zaczął się wschód słońca. Wyglądało to wspaniale i jakże inaczej od zachodu.. Przeważnie oglądamy i podziwiamy zachody słońca, a tu taka gratka. Ponieważ mieliśmy płynąć aż 4,5 godziny, wzięliśmy trochę prasy do czytania. Z nudów zagadnąłem o coś faceta siedzącego obok nas, okazało się, że jest Niemcem! Uprzejmie powiedziałem do niego coś po niemiecku, a on to podchwycił no i zaczęło się. Jola śmiała się, że muszę się teraz męczyć w tym języku, mówiąc „masz za swoje”. Cały rejs przegadaliśmy! Okazał się bardzo sympatyczny i miły w rozmowie.

            W międzyczasie wychodziliśmy na tylny pokład, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Byliśmy też na górnym pokładzie, ale tam dość mocno wiało. Obchodziliśmy dookoła cały pokład, na dziobie również wiało. Z ciekawością obserwowaliśmy kilwater (tzw. ślad torowy, jaki płynąca jednostka zostawia po sobie na powierzchni wody).  Jego spieniona woda w promieniach słonecznych aż się skrzyła.

dsc02003-002.jpg        Znowu siedzieliśmy wewnątrz. Na ekranach telewizorów najpierw pokazywano film instruktażowy o postępowaniu w razie niebezpieczeństwa na promie, a później ciekawy film o Bornholmie. Czas jednak biegł wolno. Spać było trudno, ponieważ siedzenia były niezbyt wygodne do tego rodzaju czynności. Co jakiś czas kapitan promu informował nas przez głośniki o jednostkach pływających spotykanych na trasie rejsu. Najpierw były to przeważnie jednostki wycieczkowe z wędkarzami łowiącymi ryby w morzu, a bliżej Bornholmu kutry duńskie.

            „Nasz” Niemiec chyba miał już dość rozmów ze mną i poszedł na godzinę opalać się na górny pokład. Jola czytała, rowiązywaliśmy krzyżówki, piliśmy herbatę i kawę. Na godzinę przed końcem podróży od strony północnej zaczęła nachodzić gęsta mgła. Po pewnym czasie już nic nie było widać. Zaczęliśmy się trochę martwić, czy będziemy coś na Bornholmie widzieć. Stwierdziliśmy z Jolą, że do tej Danii mamy jakiegoś pecha. Rok wcześniej, jak jechaliśmy przez Niemcy i Danię do Szwecji, była mgła i deszcz, że musieliśmy zrezygnować z pobytu w Kopenhadze. Nic też nie było prawie widać ze słynnych mostów między wyspami duńskimi, a także z mostu łączącego Danię ze Szwecją. Czyżby tym razem miało być podobnie?

dsc02012-003.jpg

          Podczas rejsu ogłoszono, że można zapisywać się na wycieczki autokarowe, jakie armator organizuje na wyspie. Czterogodzinna wycieczka kosztowała 80 zł od osoby, a pięciogodzinna 105 zł. Ta druga była droższa, ponieważ uczestnicy jej zwiedzali „Natur Bornholm” - nowoczesne centrum edukacji przyrodniczej. Wiele osób nie miało pojęcia, dlaczego ta druga wycieczka jest droższa i oczywiście kupowano wycieczkę tańszą. Zresztą załoga też na ten temat nie przekazywała żadnej informacji i wszystkim sprzedają bilety po 80 zł. Ja też taki najpierw otrzymałem, jednak, kiedy zacząłem dopytywać się o droższą wycieczkę, to dopiero sprzedano mi bilety po 105 zł.

            Powoli dopływaliśmy do wyspy. Z gęstej mgły, która nagle zaczęła opadać wyłaniał się widok małego miasteczka. Było to Nexø, miasteczko liczące niecałe 4 tys. mieszkańców (drugie, co do wielkości na wyspie, po jej stolicy Rønne liczącej 15 tys. mieszkańców). Jest też największym portem rybackim na wyspie.

dsc02023-004.jpg  Bornholm, to duńska wyspa w południowo-zachodniej części Bałtyku, zamieszkiwana przez 41,8 tys. mieszkańców (dane ze stycznia 2011). Według Wikipedii, jej pierwotna nazwa to Burgunarholm lub Burgondhar (skrócona na "Bornholm") pochodzi od nazwy zamieszkującego ją w przeszłości germańskiego plemienia Burgundów (którzy stamtąd się wywodzili, a w V-VI w. zajęli dzisiejszą Burgundię) oraz germ. holm – "wyspa". Wyspa znajduje się w odległości 135 km na wschód od najbliższego odcinka wybrzeża duńskiego, 88 km na północ od wybrzeży niemieckich, 100 km na północ od wybrzeży polskich i 37 km na południe od wybrzeży szwedzkich. Wschodnie, północne i zachodnie wybrzeża wyspy są skaliste, o charakterze klifów, dochodzących do 80 m wysokości (masyw pn. cypla Hammerem), południowe wybrzeża są ukształtowane w postaci rozległych i szerokich piaszczystych plaż.

dsc02032-006.jpg

Dzięki korzystnemu klimatowi na wyspie rosną gatunki roślin śródziemnomorskich, w tym figowce (!), brzoskwinie, morwy, morele i inne. Bornholm jest nazywany „zieloną wyspą” (w porównaniu z innymi obszarami Danii) – z tego powodu flagą Bornholmu jest modyfikacja flagi narodowej, w której krzyż ma zielony kolor. Opisując wyspę należy wspomnieć o faunie. Nie ma na wyspie kretów i lisów! Nie ma też bocianów, choć jak mówiła nam później przewodniczka, symbolem narodzin dziecka jest bocian.  Wyspa jest znana też z dużej liczby dorodnych jeży, które ponoć niekiedy stanowią problem (zwłaszcza na kempingach).

Wracajmy jednak do naszej wycieczki. „Nasz” Niemiec nie wykupił oczywiście wycieczki po Bornholmie, ponieważ nie zwrócił uwagi na ogłoszenie, jakie było na promie. Mówiłem mu, aby próbował kupić przy autokarze, co zresztą w końcu uczynił. Z tymi turystami niemieckimi to była cała heca. Było ich sporo, jednak dużo więcej było Polaków. Wycieczka była obsługiwana przez polsko-języcznych przewodników, a Niemcy mieli pretensje, że im nikt nic nie mówi po niemiecku. Na promie wszystkie komunikaty były podawane w dwóch językach. Natomiast nasza przewodniczka w autokarze mówiła tylko po polsku, czasami podawała tylko krótkie komunikaty po niemecku. Przy wejściu do autokaru turystom niemieckim wręczyła przewodniki po Bornholmie w ich języku – niech sobie choć poczytają. Polacy takich nie dostali. Co jakiś czas ktoś z turystów niemieckich próbował się awanturować, że „przecież oni też zapłacili za wycieczkę”…

dsc02037-007.jpg


W końcu ruszyliśmy w drogę. Najpierw jechaliśmy przez Nexø. Jest to bardzo ładne, czyste i schludne miasteczko. Nie ma tam wysokiej zabudowy, a domki są najczęściej parterowe, czasami piętrowe i bardzo kolorowe. Po chwili byliśmy już za miasteczkiem i jechaliśmy wybrzeżem wschodnim w kierunku północnej części wyspy. Podziwialiśmy piękny, duży wiatrak typu holenderskiego. Jest on jednym z najbardziej charakterystycznych dla wyspy i czasami mielą w nim jeszcze ziarna na mąkę, która niestety jest bardzo droga ( 5 zł za kilogram!).

dsc02049-008.jpg


 

 

 

 

Mówiąc o cenach na Bornholmie, pamiętajmy, że jest to wyspa należąca do Danii, a ceny w tym kraju są wysokie! Oj, lepiej tam nic nie kupować! Niestety nie mieliśmy okazji być w „zwykłych” sklepach. Była sobota, a Duńczycy w soboty mają wolne, w tym również większość placówek handlowych.

 Po drodze oglądaliśmy, w jednej z miejscowości, sobotni jarmark. Jednak najciekawsze było wybrzeże. Miejscami zupełnie nie było plaży, a wszędzie znajdowały się skały.Przypominały nam się wybrzeża Morza Czarnego na Krymie, gdzie góry i skały „wchodziły” wręcz do morza. Tu jednak nie było takich wysokich gór. Nad morzem nadal była mgła, chociaż nad samym lądem świeciło nawet słońce.

 

 

dsc02056.jpg


 

 

 

Wszędzie widoczne były ścieżki rowerowe ( po duńsku: cykelvey). Część z nich pokryta była asfaltem, inne bardziej szutrowe. Bardzo ładnie są one oznakowane, wszędzie na nich umieszczono drogowskazy kierunkowe z podaną liczbą kilometrów do danej miejscowości. Łączna długość tych ścieżek na wyspie wynosi ponad 230 km! Jadąc po obwodzie wyspy jest do pokonania ok. 150 km. Ścieżki te zbudowane zostały głównie na dawnych torowiskach kolejki bornholmskiej, która została zlikwidowana pod koniec lat sześdziesiątych ubiegłego stulecia.   

dsc02119-020.jpg

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po pewnym czasie dotarliśmy do miejscowości Gudhjem, która jest znana w całej Danii ze względu na wędzone ryby. Te wędzarnie są wszędzie widoczne, ponieważ mają charakterystyczne wysokie kominy. Najpierw jednak poszliśmy tam do sklepu z cukierkami, a dokładniej z karmelkami, które są ręcznie wykonywane. W sklepie była ich przeogromna ilość. Było ładnie i kolorowo. Jednak ceny nie zachęcały do kupna. Co prawda Jola kupiła jakąś niedużą torebkę karmelków, ale tych kupujacych nie było zbyt wielu.

dsc02069-012.jpg

Później poszliśmy do restauracji rybnej, gdzie serwowano między innymi ryby na szwedzkim stole. Płaciło się za talerz i można było jeść różnorodne potrawy z ryb do woli. To też nie było tanie, bo kosztowało 109 DKK (ok. 70 zł za talerz!). Za to zjedliśmy tych wszystkich potraw po dwa pełne talerze. Do tego piwo duńskie za 50 DKK. Byliśmy najedzeni na cały dzień! Nie byliśmy w stanie zjeść już sztandarowej potrawy pod nazwą „słońce nad Gudhjem”, która była serwowana oddzielnie. Jest to wędzony śledź z żółtkiem i rzodkiewką (ok. 30 DKK). Płaciłem częściowo koronami duńskimi (DKK), które zostały nam po ubiegłorocznym pobycie w Skandynawii. Później jednak płaciłem również polskimi złotówkami, które są tam wszędzie przyjmowane, co zresztą było dla nas sporym zaskoczeniem.

dsc02075-013.jpg


 

 

Objedzeni do granic możliwości różnego rodzaju rybami, pojechaliśmy dalej. Na północnym cyplu wyspy, na klifowym wybrzeżu ze wspaniałym widokiem na morze, znajdują się średniowieczne ruiny zamku Hammershus. Wędrówka do zamku nie była zbyt uciążliwa, choć ruiny znajdują się na sporym wzgórzu. W średniowieczu było to główne miejsce na Bornholmie z siedzibą dla władz kościelnych. Zamek był ogromny, co do chwili obecnej można podziwiać. Najciekawsze są jednak widoki z ruin w kierunku morza, które choć mgła trochę zasłaniała i tak było pieknie. Przy dobrej pogodzie można zobaczyć brzegi Szwecji, a i miasto Simmrishamn (największy port rybacki w Szwecji), które przecież dobrze znamy. Zaraz też wróciły wspomnienia z ubiegłorocznego pobytu w Simmrishamn u Haliny i Eddiego. Próbowaliśmy machać do nich rękami, ale pewnie z powodu tej mgły nie mogli nas zobaczyć…

dsc02066-010.jpg

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

dsc02094-015.jpg


  Dalej przejechaliśmy dużym kompleksem leśnym w kierunku środkowej części wyspy. Tam trafiliśmy do miejscowości Nyker, w której znajdował się jeden z pięciu kościołów rotundowych. Kościoły rotundowe, to ogromna ciekawostka wyspy. Wybudowane zostały ok. roku 1150. Początkowo kościół pełnił rolę budowli obronnej - na ostatniej kondygnacji mieścił się punkt obserwacyjny, piętro środkowe to spichlerz, gdzie przechowywano zbiory, a na dolnym poziomie była kaplica. Między piętrami były wąskie, strome schody. Niestety, kościół był zamknięty.

dsc02107-017.jpg

Wokół kościoła znajduje się stary cmentarz, utrzymywany w przeogromnym porządku z wygrabionymi ścieżkami. Nie ma tam żadnych sztucznych kwiatów, czy też palących się zniczy, co z resztą skomentowała przewodniczka, że na Bornholmie ciagle wieje i znicze są niepraktyczne. W podobnym stylu utrzymane, widzieliśmy cmentarze w Szwecji i Finlandii.


 

 

 

 Przejeżdżaliśmy też przez miejscowość Aakirkeby, gdzie znajduje się ogromny kościół w stylu romańskim Aa kirke. Kościół ten posiada charakterystyczną podwójną wieżę. Niestety nie zatrzymaliśmy się przy nim, a zdjęcia robiłem tylko z okien autokaru.

Ciekawostką są stoiska z warzywami znajdujące się przed wieloma domami na wsiach. Można w nich zaopatrzyć się w towary wyprodukowane w gospodarstwie rolnym. Widnieją na nich ceny i nie ma tam sprzedawcy! Kupujący sam wybiera, co potrzebuje, a pieniądze wrzuca do specjalnej skarbonki. U nas chyba by to nie przeszło…

Dojechaliśmy w końcu do Natur Bornholm (Natur Museum). Jest to nowoczesne centrum edukacji przyrodniczej. Położone jest w centralnej części duńskiej wyspy Bornholm na południe od miasta Aakirkeby, 15 km od Nexo. Zbudowane zostało w miejscu niezwykle ważnym pod względem geologicznym. Jest tu doskonale widoczna granica geologiczna w postaci uskoku skalnego, pomiędzy Europą północno-wschodnią a Europą środkową, zachodnią i południową. Granica ta przebiegając przez wyspę ciągnie się dalej przez Polskę - od okolic Kołobrzegu w kierunku Przemyśla i dalej aż po Morze Czarne. Byliśmy tam już bez naszej przewodniczki, a szkoda, bo pewnie by nam powiedziała, że możemy stanąć w rozkroku na dwóch płytach tektonicznych, których powstanie dzieli ok. 100 milionów lat!

dsc02108-018.jpg


  Całość składa się z kilku głównych sal.

Sala odkryć to wielki plac zabaw - eksperymentarium, gdzie można pogłębić swoją wiedzę i zrozumieć procesy zachodzące w naturze. Ułatwiają to interaktywne gry oraz inne elementy ekspozycji, które wymagają od zwiedzających czynnego udziału. Na wyspie aktywności prowadzone są zajęcia inspirowane przyrodą Bornholmu. Jednego dnia może to być własny wzór nadruku na koszulce. Innego dnia bezpośredni kontakt z żywymi rybami lub rakami. Maszyna czasu to specjalne pomieszczenie, gdzie za pomocą animacji, dźwięku i światła odbywa się wirtualna podróż 1700 milionów lat wstecz, do czasów, w których Bornholm był fragmentem łańcucha górskiego.

Sala przeszłości to miejsce, w którym przechodząc przez poszczególne okresy geologicznej historii Bornholmu, można poznać rozwój ewolucyjny roślin i zwierząt. Tu można spotkać jurajskie plezjozaury, drapieżnego dromeozaura i inne dinozaury żyjące niegdyś na wyspie, a w kredowej lagunie żywe kajmany, żółwie i ryby spokrewnione z piraniami.

Sala teraźniejszości to informacje wyświetlane na wielkich żaglach, ogromne akwarium z bałtyckimi rybami, terraria z innymi żywymi zwierzętami, modele i eksponaty. To fascynująca całość opisująca przyrodę Bornholmu oraz sposoby wykorzystania jej zasobów przez człowieka. (opis Natur Bornholm na podst. informacji www.bornpol.dk).

dsc02112-019.jpg


  Jest to miejsce, które każdy odwiedzający tę wyspę powinien zobaczyć. Później już powrót do Nexo. Jeszcze tylko wizyta w małym sklepiku, żeby coś kupić – drogo! Płaciliśmy tam w złotówkach, kupiliśmy piwo czekoladowe produkowane na Bornholmie po 20 zł za butelkę! O 17.30 weszliśmy na prom i o18.00 wypłyneliśmy w rejs powrotny do Kołobrzegu.

dsc02031-005.jpg

       

 

 

 

 

 

      W drodze powrotnej dosiadł się do nas ponownie nasz znajomy z Niemiec i całą drogę przegadaliśmy opowiadając sobie nawzajem różne ciekawostki z życia w Polsce i w Niemczech. Podróż powrotna trochę się nam dłużyła. Jednak 4,5 godziny rejsu to trochę za długo jak na przepłynięcie 100 km. Na całe szczęście Neptun tego dnia był łaskawy i morze było spokojne. W Kołobrzegu byliśmy ok. 23.30.

            Podsumowując można by zadać sobie pytanie – czy warto na jeden dzień płynąć na Bornholm? Stwierdziliśmy, że warto. Widzieliśmy, dzięki objazdowej wycieczce autokarowej bardzo dużo i mogliśmy w jakiś sposób poznać wyspę. Już planujemy powrót tam, ale pobyt nasz będzie trwał kilka dni i popłyniemy tam z własnymi rowerami. Była sobota i nie wszystko mieliśmy okazję zobaczyć, ponieważ wiele miejsc było nieczynnych (to już po sezonie!). Jest tam drogo, jak w całej Danii, ale temu też w jakiś sposób można zaradzić biorąc własne produkty żywnościowe z Polski. Trochę trudniej jest z wynajęciem miejsca do spania, ale tu też są różne rozwiązania od pensjonatów, poprzez zwykłe pokoje, a dla osób nie obawiajacych się spania pod namiotem, tanie nocelgi na polach namiotowych przy prywatnych gospodarstwach.

 

Imieniny

26 Kwietnia 2024
Piątek
Imieniny obchodzą:
Artemon, Klaudiusz,
Klet, Marcelin,
Marcelina, Maria,
Marzena, Spycimir
Do końca roku zostało 250 dni.

Programy tv

Gościmy

Odwiedza nas 1 gość





© 2024 gorawino.net :: Joomla! i J!+AL jest Wolnym Oprogramowaniem wydanym na licencji GNU/GPL.