gorawino 010.jpg
powered_by.png, 1 kB
Strona główna arrow Nasze podróże arrow Polska arrow Jesienne zdobywanie Śnieżki
Jesienne zdobywanie Śnieżki Utwórz PDF Drukuj Poleć znajomemu
Autor: Jolanta i Tadeusz Dach   

              Jest to fragment  większego opracowania zatytułowanego "Polskie góry", w którym opisujemy nasze wędrówki po południowej części Polski. J.T. Dach

     

  W końcu musiało do tego dojść. Jola stwierdziła, że być w Karpaczu i nie wejść na Śnieżkę, to jakoś nie tak. Ja na takie karkołomne wezwanie nie bardzo miałem ochotę. Wcześniej planowałem, że wjedziemy wyciagiem na Kopę i stamtąd pójdziemy sobie spacerkiem na Śnieżkę. Niestety, właściciele wyciągu zadecydowali za nas. Po prostu oświadczono nam, że wyciąg jest nieczynny z powodu planowej konserwacji, która zresztą miała się zacząć dopiero za tydzień.

            Zawsze powtarzałem, że bardzo polubiłbym góry, gdyby chodziło się tam raczej z góry na dół, a nie odwrotnie. To twierdzenie później jednak trochę zweryfikowałem, ponieważ jak się okazało z góry na dół również szło się mało przyjemnie.

            Po sprawdzeniu pogody w internecie, zapowiedzi były bardzo dobre. W nastęnym dniu powietrze miało być najbardziej przejrzyste, temperatura na dole ok. + 10-12 stopni i miało być słonecznie. Co prawda na Śnieżce miało być znacznie zimniej, bo ok. +5-6 stopni, ale taka prognoza nam nie przeszkadzała, w końcu to przecież poczatek listopada. Liczyliśmy na wspaniałe wrażenia i widoki. Wybór trasy również nie przysporzył nam kłopotu. Od razu założyliśmy, że idziemy trasą najłatwiejszą, niestety, jednocześnie najdłuższą.

Image 

          Start zaplanowaliśmy spod kościółka Wang (Karpacz Górny), skąd biegnie droga brukowana w kierunku szczytu. Mieliśmy iść szlakiem niebieskim, łącznie 10,6 km (3 godz. 50 minut) lub 11,2 km ( 4 godziny 10 minut). Różnica ta wynika z wyboru końcowego odcinka drogi na stożek Śnieżki. Można iść albo drogą brukowaną, która jest dłuższa albo stromym podejściem. Postanowiliśmy zadecydować o tym na trasie marszu. Trzeba zaznaczyć, że do określonego czasu przejścia nie uwzględnia się czasu postojów i zwiedzania!

            Wszystko zostało zaplanowane. Rano była wcześniejsza pobudka, najpierw solidne śniadanie oraz robienie kanapek na drogę, później pakowanie plecaka i dojazd na parking obok kościółka Wang. Świeciło pięknie słońce, chociaż dojeżdżając do parkingu widzieliśmy gdzie niegdzie jakieś chmury. Ok. godz. 9.00 rano ruszyliśmy na szlak. Szło nam się dobrze i nawet dość szybko, robiło się też coraz cieplej i trzeba było zdjąć kurtki.

Image
Kościółek Wang

Image

Image

Image

Image

 

            Szlak jest dobrze oznakowany we wszelkie tabliczki informacyjne, które obrazowały ile przeszliśmy i ile jeszcze przed nami. Trudno z niego też zoboczyć, ponieważ biegnie brukowaną drogą. Przy takiej drodze, o ile by było łatwiej wjechać samochodem, chociaż te parę kilometrów… 

            Ciągle patrzyliśmy na szczyty, które coraz bardziej zasłaniały chmury, a miało ich nie być. Widoki jednak naprawdę były wspaniałe. Doliny były rozświetlone słońcem, ale już wyżej było widać zwały chmur. Dopiero później okazało się, co te chmury miały znaczyć. Byliśmy bardzo zadowoleni z tej wycieczki w góry.

            W ten sposób doszliśmy do Starej Polany (1050-1100 m). Nazwa tego miejsca jest bardzo stara i pochodzi jeszcze z czasów, gdy w Karkonoszach masowo karczowano lasy. Postanowiliśmy tam trochę odpocząć. Są tam przygotowane miejsca z ławkami i stołami, z których skorzystaliśmy. Na Starej Polanie stała kiedyś buda pasterska, którą rozebrano 1955 roku. Jedynym śladem po tej budowli są pozostałości fundamentów. W pobliżu funkcjonowało też kiedyś schronisko PTTK im. Bronisława Czecha, które wybudowano w roku 1925, niestety strawił je całkowicie pożar, jaki miał tu miejsce w roku 1966. W okresie powojennym było to najbardziej popularne schronisko w Karkonoszach. Jest tam tablica informacyjna z pięknym zdjęciem, która przybliża to miejsce przechodzącym turystom. Wynika z niego, ze kiedyś to miejsce tętniło życiem. Obecnie nie ma tam już żadnych budynków. Dzwoniliśmy z tego miejsca do Gustawa w Gorawinie (był zasięg!). Po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej. Tuż po wyjściu z zacisznej polany, poczuliśmy zimny wiatr. Szybko też Jola założyła kurtkę, czapkę i rękawiczki.

Image

Image

Image

            Po przejściu niecałego kilometra trasy, za tzw. Kozim Mostkiem, skręcamy za w prawo do lasu. Tu biegnie tzw. szlak letni. Zimą jest on zamknięty ze względu bezpieczeństwa m.in. z powodu zagrożenia lawinowego. Tam szliśmy już leśną ścieżką, na której co chwilę potykaliśmy się o głazy i kamienie. Trasa ta natomiast była wspaniała ze względu na widoki. Po ok. 15 minutach docieramy do "Domku Myśliwskiego". Znajduje się on lewej stronie szlaku, tak trochę w głębi. Powstał on w roku 1924 i wówczas nazywał się "Św. Leonard nad Małym Stawem". Dawniej służył myśliwym, którzy przyjeżdżali do posiadłości rodu Schaffgotschów na polowania.  Dalej, po prawej stronie były nad nami wysokie i do tego bardzo kolorowe w słońcu ściany i usypiska skalne. Po drodzewidzieliśmy zarośla kosodrzewiny i głazy narzutowe – widoki przepiękne. Zerwał się, niestety, bardzo zimny wiatr i nagle przywiało do nas gęstą mgłą. Zrobiło się bardzo zimno, a i te wspniałe jeszcze przed chwlą ogladane widoki zniknęły w gęstej mgle. Dochodziliśmy do Kotła Małego Stawu, nad którym znajduje się schronisko „Samotnia”. Dochodząc do Małego Stawu, wiało już tak mocno, że trzymałem ręką czapkę na głowie, obawiajac się co wtedy zrobię jak mi ją zwieje z głowy, a ten silny wiatr był wręcz mroźny. Małego Stawu, obok którego przechodziliśmy prawie nie było widać. Po chwili wchodziliśmy już do schroniska, które nagle wynurzyło się przed nami z gęstej mgły. Na zewnątrz, przy wejściu był termometr, który wskazywał tylko +1 stopień! A miało być takm ładnie tj. słonecznie i przejrzyście!

Image

Image

Image 

       Pierwsze informacje o postawionej budzie w tym miejscu pochodzą z 1670 roku. Mieszkał tam strażnik pilnujacy ryb w Małym Stawie. Natomiast schronisko służące turystom powstało w 1861 roku. Schronisko Samotnia było przebudowane w 1934 roku i jego obecny wyglad pochodzi z tamtego okresu.

       Byliśmy zmarznięci, szybko zadysponowaliśmy coś gorącego do picia i z ciekawością ogladaliśmy schronisko. Podobał nam się stary piec kaflowy oraz połamane narty zawieszone pod sufitem. W schronisku było pusto, ale już po chwili weszły kolejne dwie osoby. W rozmowie z panią tam pracującą dowiedzieliśmy się, że schodzi ona w dolinę dopiero po dwóch tygodniach pracy w schronisku. Miło nam się tam odpoczywało, ale do celu naszej wyprawy było jeszcze daleko. Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej.

Image

Image

Image

           Po wyjściu ze schroniska, stwierdziliśmy, że mgła jest coraz bardziej gęsta. Niezbyt daleko od Samotni znajduje się kolejne schronisko Strzecha Akademicka. Jednak tam już nie zachodziliśmy, zostawiając je sobie na powrót ze Śnieżki. Z ciekawością ogladaliśmy stojący przy schronisku ratrak z dużym pługiem. Po drodze spotkaliśmy dwóch turystów z Wałbrzycha. Jakiś czas szliśmy razem opowiadając sobie nawzajem rózne informacje: oni o górach, a my o morzu. Dość szybko jednak się pożegnaliśmy i poszliśmy dalej sami (oni szli dużo wolniej). Mgła gęstniała, tylko chwilami, kiedy trochę rozrzedził ją wiatr widzieliśmy gdzieś w dole zabudowania Karpacza i dalej, pewnie Jeleniej Góry. Mimo tej mgły chwilami widoki były wspaniałe. Dotarliśmy w końcu do miejsca zwanym rozdrożem przy spalonej strażnicy. Tabliczka informacyjna pokazywała, że znajdujemu się już na 1430 m wysokości. Do szczytu mieliśmy więc już tylko niecałe dwieście metrów. Jednak jak się okazało weszliśmy na tzw. równię Śnieżki, po której szlak częściowo „schodzi” w dół (choć niewiele), ale przez długi odcinek idzie się praktycznie po równinie. Mogliśmy tam podziwiać wspaniałą kosodrzewinę oraz rozległe trawy, przypominajace nam trochę widoki z Połoniny Wetlińskiej w Bieszczadach. Trzeba przyznać, że trochę czuliśmy się jak na spacerze w parku widząc trasę wyłożoną kostką brukową w różne wzorki.

Doszliśmy do najwyżej położonego schroniska w Sudetach, które nazywa się Domem Śląskim. Niestety, jak widać na zdjęciu, było ono dla nas prawie zupełnie niewidoczne. Pierwszy budynek tego schroniska powstał już w 1847 roku, jednak jakiś czas później strawił je pożar. W okolicy szczytu Śnieżki, jest to ostatnie miejsce gdzie można przenocować, ponieważ na samej Śnieżce nie ma schroniska z miejscami noclegowymi, a mogą na niej nocować nocować  jedynie pracownicy Obserwatorium i restauracji.

Image

Image

Image

Image

Image 

 

Idziemy dalej. Jola znalazła gdzieś niżej dość sporych rozmiarów kamień, który niosłem od pewnego czasu w plecaku (taki na pamiatkę!). Jednak podchodząc pod szczyt, znalazła mniejszy, ponoć równie piękny, który postanowiła zabrać. Tragarz jednak się zbuntował i z wiekszego kamienia zrezygnowaliśmy.

Kilka razy zaświeciło słońce, a silny, zimny wiatr rozpędzał chwilami gęstą mgłę. Jednak, czym bliżej szczytu mgła gęstniała, a wiatr był jeszcze silniejszy. Napotkani Czesi mówili nam, że szczyt jest tuż, tuż, ale widać go nie było. Stanęliśmy w końcu przed schroniskiem i go nie widzieliśmy. Przechodzącą osobę pytałem wręcz, gdzie jest wejście do restauracji, a on odpowiedział mi, że przed nim stoję. Faktycznie kilka kroków bliżej i już mogliśmy schronić się wewnatrz. Byliśmy zmarznięci, temperatura wynosiła + 1 stopień. Goraca kawa i herbata przywróciły do równowagi nasze organizmy. Turystów nie było dużo, ale i warunki odstręczały od wędrówki przy takiej pogodzie w góry. Wszyscy wchodzacy do restauracji na Śnieżce zaraz się rozbierali i widać było jak z każdej osoby paruje wilgoć. Faktycznie plecy miałem mokre. Mimo zimna byliśmy mocno spoceni. Niestety, aparat fotograficzny również się „zapocił”.

Kilka słów o historii tego miejsca. W roku 1681, aby podkreślić przynależność Karkonoszy do Śląska oraz w celu przejednania złych zamiarów Ducha Gór otwarto na Śnieżce Kaplicę Św. Wawrzyńca, który był patronem poszukiwaczy skarbów. Zbudowana została przez hrabiego Schaffgotscha, Od roku 1708 odprawiano tam nabożeństwa, na które przychodziła znaczna ilość pielgrzymów.

Image 

Image

           Od roku 1824 pełniła ona dodatkowo rolę schroniska. Stan taki trwał aż do roku 1850, gdy po śląskiej stronie powstał wreszcie duży osobny budynek. Tuż przed końcem stulecia, bo w roku 1899 utworzono na Śnieżce obserwatorium meteorologiczne, w którym od początku 1900 roku, do dziś prowadzone są obserwacje. Cały transport materiałów użytych do budowy został wniesiony na górę na plecach tragarzy. Dopiero pięć lat później wybudowano drogę jezdną tzw. Drogę Jubileuszową. Obecne, czwarte już   schronisko, bo   poprzednie   płonęło   dwa razy, powstało w roku   1974   według   projektu   arch. W. Lipińskiego i W. Wawrzyniaka. Po zniszceniach zimowych sprzed dwóch, budynek jest naprawiony i odnowiony. Wyglądem przypomina ono trzy talerze umieszczone na sobie. W najwyższym z nich znajduje się obserwatorium IMGW, które od kilku lat można zwiedzać w okresie letnim. Za niewielką opłatą można zaznajomić się z przyrządami meteorologicznymi, tymi zupełnie nowymi, jak i historycznymi, obejrzeć wystawę fotografii arktycznych oraz udać się na taras widokowy.

            Warto nadmienić, że Śnieżka jest własnością dwóch narodów – Polaków i Czechów, którzy od wielu lat zgodnie dzielą się górą miedzy sobą i z turystami. Wejście na Śnieżkę od strony Czeskiej nie nastręcza większych problemów – podejście jest łagodne i, dodatkowo, Czesi dysponują wygodnym wyciągiem krzesełkowym z miejscowości Pec pod Śnieżką. Polska strona jest bardziej stroma, Karkonosze w tej części wymagają od turystów nie lada wysiłku.

          Wracajmy do naszej wyprawy. Kaplica św. Wawrzyńca była niestety zamknięta. Z samego szczytu Śnieżki, ze względu na gęstą mgłę, nic nie widzieliśmy. Prognozy na ten dzień, które znaleźliśmy w internecie, mówiły, że będzie słonecznie, a powietrze będzie bardzo przejrzyste. Miały być piękne widoki i mieliśmy zrobić wiele ładnych zdjęć. I jak tu wierzyć w prognozy?

Dane meteorologiczne sporządzone na podstawie prowadzonych obserwacji od roku 1880:

Średnia roczna temp. + 0,4 °C
Średnie ciśnienie atm. 834 hPa
W ciągu roku:
             dni z temp. < 0 °C               212
             dni z opadem                      242
             dni z opadem śniegu        123
             dni z pokrywą śnieżną     178
             dni z mgłą                            306
Maksymalna prędkość wiatru 60 m/s

(Na podstawie informacji portalu internetowego www.wkarkonosze.net)

Jeżeli z powyższych danych wynika, że na Śnieżce jest średnio 306 dni w roku z mgłą, to trudno się dziwić, że na nią trafiliśmy. Zaraz też postanowiliśmy wracać.

Image
 

               Droga powrotna wydawałoby się, że będzie łatwiejsza. Jednak na niektórych dość stromych odcinkach drogi, przy silnym wietrze, prawie zbiegaliśmy! Trzeba powiedzieć, że lepiej wchodzi się pod górę niż z niej schodzi. Dość szybko znaleźliśmy się w okolicy schroniska Strzecha Akademicka. Zrobiło się znacznie pogodniej i cieplej. Przez mgłę zaczęło przebijać słońce, co spowodowało bardzo ciekawe widoki, a schronisko Strzecha Akademicka wyglądało jak gdyby się paliło. Byliśmy chyba już zmęczeni, a do tego głodni. Postanowiliśmy trochę tam odpocząć. Szukaliśmy jakiegoś dania regionalnego, w końcu jednak zjedliśmy po solidnym schabowym, żeby nabrać sił do dalszej wędrówki. W międzyczasie oglądaliśmy pomieszczenia schroniska. W rozmowie z przewodnikiem górskim dowiedziałem się, że sala znajdujaca się obok restauracyjnej, wykorzystywana była przed II wojną światową do organizowania dużych, hucznych zabaw i bali. Bawiła się na nich cała „śmietanka towarzyska” z pobliskiej Jeleniniej Góry oraz wojskowi. Do dzisiejszego dnia praktycznie pozostała ona niezmieniona. Cecha charakterystyczną jej wystroju sa ogromne głowy zwierząt m.in. łosii i dzików.

Image

Image

Image 

Po odpoczynku ruszyliśmy dalej w kierunku Karpacza. Gdzieś po drodze widzieliśmy bardzo zniszczony las z wieloma drzewami uschniętymi, wiele też z nich leżało powalonych. Już później, będąc w Jeleniej Gorze dowiedzieliśmy się w rozmowach, że część drzew zaatakowana jest przez jakieś szkodniki. Czasami spustoszenie też robią silne wiatry, których w tym regionie nie brakuje.

Image

Image

            Cały czas schodziliśmy w dół. W krótkich rozmowach z napotkanymi po drodze osobami, dowiadywaliśmy się, że nie wszyscy idą na szczyt. Część osób wybierała krótsze trasy, np. tylko do jednego ze schronisk, lub też nawet tylko do Starej Polany. Z ciekawością też dopytywano nas o trasę na Śnieżkę. Na dole było znowu słonecznie, ciepło i ładnie. Po d koniec trasy kilka razy się potknąłem na wystajacych kamieniach. Jola miała obawy czy już jestem tak zmęczony i czy dojdę do samochodu. Sprawa była bardziej prozaiczna, ponieważ zamek w bucie mi się „rozszedł” i but był luźny. Dobrze, że stało się to pod koniec naszej wędrówki.

 

            Można by sobie zadać pytanie: czy wyprawa na Śnieżkę była udana? Odpowiedź jest jedna – oczywiście! Mimo zmęczenia, przeszliśmy przecież ponad 20 km trasy, byliśmy bardzo z siebie dumni. Nie chodzimy na co dzień po górach, nad naszym morzem mamy tereny raczej płaskie i chyba jednak wolimy po nich spacerować. Przy samochodzie byliśmy ok. 17.00. Tak więc zeszło nam ponad  9 godzin z trzema dłuższymi przerwami w schroniskach, to chyba wygląda nieźle   jak myślicie?

  Zdj. nr 1 -   Restauracja i obserwatorium na Śnieżce (zdj. Merlin, Wikipedia)

  pozostałe zdjęcia: autorzy

 

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »

Imieniny

6 Grudnia 2024
Piątek
Imieniny obchodzą:
Dionizja, Emilian,
Jarema, Jarogniew,
Mikołaj
Do końca roku zostało 26 dni.

Programy tv

Gościmy

Odwiedza nas 1 gość





© 2024 gorawino.net :: Joomla! i J!+AL jest Wolnym Oprogramowaniem wydanym na licencji GNU/GPL.