W kilku częściach przedstawimy nasze zapiski z pobytu na Krymie w 2009 r.Są to fragmenty wiekszego opracowania,z naszej trzytygodniowej wędrówki po Ukrainie.
Był początek
października, a my przyjechaliśmy nad Morze Czarne! Okazało się, że nie byliśmy
jedynymi turystami. Na plażach było ich jeszcze sporo. W pensjonacie również.
Pogoda piękna! 27-28 stopni, woda 21-23 stopnie.
Do
plaży mieliśmy ok. 800 m. Mieszkaliśmy w pensjonacie „Ласточкино
гнездо” (Jaskółcze gniazdo) , znajdującego się przy ul. Gagarina 55, który prowadzi
rodzina ormiańska. Właścicielką była Карине
Фароян Воружановна, która prowadziłą pensjonat razem z mężem. Warunki
mieliśmy bardzo dobre, cena do przyjęcia ( 20 $) za pokój dwuosobowy z
łazienką, klimatyzacją, lodówką, TV i internetem. Trzeba zaznaczyć, że była to
już cena posezonowa ( w sezonie pokój ten kosztował 60 $). Jak zaznaczali nam
gospodarze pensjonatu, wszystkie meble w pokoju, a także armatura w łazience
pochodzą z Polski. Uważają nasze wyroby za ładne i funkcjonalne. Zamawiali je w
jednej z firm we Lwowie. Na terenie pensjonatu była sauna, basen z masażami,
basenik dla dzieci ( na dworze), stół do tenisa stołowego, stół do bilarda,
kawiarenka internetowa, duży grill, mnóstwo miejsc do siedzenia. Przez
pierwszych kilka dni było jeszcze sporo gości w pensjonacie, później już tylko
pojedyncze osoby.
Jedno z wejść na plażę w Sudaku
W październiku było widać, że wiele osób przyjeżdża tylko na
weekendy. Wtedy było znacznie pełniej niż w ciągu tygodnia.
Pensjonat
był umiejscowiony na dość stromym zboczu.
Zbudowany jakby na tarasach, gdzie mieściły się pokoje o różnym standardzie
np. pokoje z umywalkami na zewnątrz! Jednorazowo mogą tam przyjąć ok. 150 osób.
Jedyną walutą, w jakiej przyjmują zapłatę za wynajęcie pokoju, są dolary.
W ogrodzie, na
terenie pensjonatu rosło mnóstwo przeróżnej roślinności m.in. winogrona, figi, granaty,
inżer itp.
Ponieważ
było już późne popołudnie, postanowiliśmy nigdzie nie wychodzić, a czas
poświęcić na rozpakowanie się i wypoczynek. Chyba też mieliśmy dość tej długiej
jazdy z Kijowa. W naszych dalszych planach mieliśmy przewidziany jeden cały
dzień w Sudaku, natomiast w następnych dniach mieliśmy jeździć w różne inne
miejsca Krymu, tak, aby jak najwięcej zobaczyć. Sama plaża nas mało
interesowała, przecież w Grzybowie mamy ładniejszą, czystszą i z biało-żółtym
piaskiem. Nie przyjechaliśmy tam leżeć na plaży!
Gospodarze ośrodka byli bardzo mili i pomocni.
Byli to Ormianie od lat mieszkający na Krymie. Od razu zaznaczę, że na Krymie
mieszka bardzo dużo Ormian, którzy wyemigrowali ze swojego kraju.
Rano pobudka,
idziemy zobaczyć z bliska Morze Czarne i zwiedzać Sudak. Mieliśmy też zrobić
trochę zakupów,
żeby zapełnić naszą lodówkę. Nie chcieliśmy być żywieni w pensjonacie. Sami
robiliśmy sobie śniadania, ewentualnie kolacje, a obiady gdzieś w trasie…
Spotkaliśmy tam Rosjanina, który przebywał w Sudaku
na wczasach. Trochę rozmawialiśmy o Polsce. Na początku lat 90 – tych był w
Gdańsku na zawodach w biegach na orientację. Mówił, że Polska mu się bardzo
podobała. Pytaliśmy go jak nazywają się muszelki po rosyjsku, okazało się, że ракушки, natomiast nie umiał ich nazwać
po ukraińsku. Dużo też rozmawialiśmy
o łowieniu ryb w morzu. Na plaży było jeszcze prawie pusto, za to śmieci
wszelkiego rodzaju nie brakowało.
Widoki
przepiękne! Sudak leży w zatoczce. Patrząc na morze, po lewej stronie są
widoczne góry, które „wchodzą” aż do wody, po prawej stronie widać ogromne
wzniesienie ze starą twierdzą na szczycie. W środku natomiast jest plaża,
deptak nadmorski, a w głębi miasto otoczone również górami. Piasku na plaży nie
ma, jest natomiast drobny, szary żwir i drobna skałka, do tego sporo róznych
kamieni. Pierwszym spostrzeżeniem było to, że nad naszym morzem w Grzybowie
plaże mamy znacznie ładniejsze, a przede wszystkim bardziej czyste!
Poszliśmy
deptakiem w kierunku twierdzy. Było ok. 10.00 rano. Dopiero otwierano
wszelkiego rodzaju sklepiki, stragany itp. Na jednym z nich zjedliśmy
czeburiki, rodzaj dużego pieroga nadziewanego farszem mięsno-cebulowym,
pieczonego na tłuszczu. Były smaczne. Później w wielu miejscach jedliśmy podobne
wyroby, tylko z różnymi nadzieniami. Na deptaku biegnącym wzdłuż morza, było
czynnych nadal sporo punktów handlowych, barów i restauracji. Faktem jest też
to, że w wielu miejscach świeciły one już pustkami. Duża ich grupa była już zamknięta.
Na środku deptaku
spotkaliśmy oczywiście dużą sforę śpiących psów, że też nie potrafią tego
problemu w jakiś sposób rozwiązać. Poszliśmy dalej. Naszym celem była leżąca wysoko nad nami twierdza
genueńska.
Kilka
słów o samej miejscowośc i Sudak. Miasto
obecnie liczy ok. 20 tysięcy mieszkańców, słynie z pięknej okolicy, letniego
bazaru i przede wszystkim twierdzy, położonej na okolicznych wzgórzach.
Wybrzeże Sudaku rozciąga się na wschodniej
części Południowego Wybrzeża Krymu, od Przylądka Baszennyj po Słoneczną Dolinę.
Jedynym ośrodkiem miejskim jest Sudak. Charakterystyczne dla klimatu Sudaku
jest duża liczba dni słonecznych (łącznie o 300 godzin więcej niż w Jałcie)
oraz najmniejsza na Krymie liczba dni pochmurnych. Opady są też niewielkie (318
mm rocznie). Temperatura powietrza dochodzi latem do +38 st. C, jednak upał
jest łagodzony bryzą, która regularnie wieje koło południa. Płytkość wód
sprzyja nagrzewaniu się morza. Bywają dni, kiedy temperatura wody sięga + 29
st. C!
Trochę o historii miasta. Sudak (
Sogd) został założony w 212 r. przez Alanów.
Następnie
został zajęty przez Bizantyjczyków, a w połowie VII w. przez Chazarów. Około X
w. miasto zostało podbite przez najeźdźców z Rusi Kijowskiej. Przemianowane na Suroż, stało się jednym z największych ośrodków handlowych
Słowiańszczyzny. Na przełomie XII i XIII w. Sudak znajdował się pod panowaniem
Połowców. W 1223 r. został zdobyty przez Mongołów, a w XIV w. działała w nim
wenecka faktoria handlowa, którą w 1365 r. zajęli Genueńczycy. Wówczas miasto
zostało nazwane Soldaja. Było to drugie pod względem znaczenia, po Kaffie,
miasto genueńskich kupców. W 1475 r. Sudak został zdobyty przez Turków, a w 1783 r. znalazł się
w granicach Rosji. W listopadzie 1920 r. miasto zajęli Bolszewicy.
W czasach ZSRR Sudak został rozbudowany i stał się
głównym ośrodkiem we wschodniej części Południowego Wybrzeża Krymu. Prawa
miejskie uzyskał dopiero w 1982 r.
Sudak jest szczególnie znany z Twierdzy Genueńskiej (крепость).
Jak by zawieszona nad morzem na stromych skałach, jest najlepiej zachowanym
zabytkiem z czasów rozkwitu i ekspansji średniowiecznej Republiki Genueńskiej.
Forteca została wzniesiona w latach 1381-1430. Obszar 29,5 ha otoczono murem o
długości 1 kilometra, wysokości 6-8 metrów i grubości 2 metrów. Wewnątrz murów
mieściła się duża osada. Fortece, stanowiacą ostatni bastion Genueńczyków na
Krymie, zdobyli Turcy latem 1475 r. Okoła tysiąca obrońców broniło się w
twierdzy. Wszyscy zginęli w pożarze wznieconym przez Turków. Do dziś zachowały
się dwa ciągi murów z czternastoma basztami, meczet, ruiny kościoła, cysterna
oraz fundamenty mieszkań.
Tam
właśnie zmierzaliśmy. Obiekt ten jest bardzo fotogeniczny. Wdrapaliśmy się w
końcu na górę, na której znajduje się twierdza. Były tam już tłumy turystów i
wycieczek. Wzdłuż ogromnych murów obronnych twierdzy poszliśmy w jej najwyższe
miejsce. Co za widok na całą zatokę, nad którą leży Sudak! Później spacerowaliśmy po bardzo dużym terenie
twierdzy, aż trafiliśmy do stoisk z pamiątkami. Zaraz też jedna ze sprzedawczyń
zapytała nas, czy nie jesteśmy z Polski? Okazało się, że jej dziadkowie byli polskimi
zesłańcami, którzy w końcu zostali zmuszeni do przyjęcia obywatelstwa
rosyjskiego. Ona obecnie ma obywatelstwo ukraińskie. Po bardzo miłej rozmowie
poszliśmy dalej.
W końcu wyszliśmy z twierdzy i szliśmy ulicami w
kierunku miasta. Co prawda jeździły tam miejscowe marszrutki (małe busiki),
jednak nie skorzystaliśmy z ich usług – chcieliśmy zobaczyć miasto. W rejonie
twierdzy i wzdłuż deptaku rozmieszczone były przeróżne, nieduże pensjonaty oraz
ogromne, składające się z kilku czy też kilkunastu budynków, kompleksy
wypoczynkowe. Robiło się bardzo gorąco. Chyba
byliśmy już zmęczeni wędrówką i postanowiliśmy zjeść gdzieś obiad, a potem pójść
do naszego pensjonatu odpocząć. Na popołudnie zaplanowaliśmy wyjście nad morze,
żeby się wykąpać, a później mieliśmy w planie iść w góry. Poszliśmy też na
rynek w centrum miasta, żeby uzupełnić nasze zapasy w lodówce. Rynek był czynny
od rana każdego dnia . Chodziliśmy tam w trakcie pobytu kilkakrotnie.
Wszystkiego na nim było pełno, szczególnie warzyw i owoców. Czasami kupowaliśmy
u osób handlujących przed wejściem głównym. Na rynku było ogromnie duże stoisko
z rybami świeżymi, mrożonymi oraz suszonymi. Obiecałem sobie, że muszę ryby
suszonej spróbować, ale nie chciałem tych z rynku, które leżały na świeżym powietrzu i
chodziły po nich muchy!
W
centrum miasta weszliśmy do małej restauracji na obiad. Byliśmy tam później
jeszcze ze dwa razy, ponieważ były tam bardzo smaczne potrawy, a ceny przystępne (dwa obiady kosztowały nas ok.
25-35 hrywien tj. ok. 8-10 zł!). Trochę zdziwiły nas muszle klozetowe, jakie
były w tej restauracji, takie „na narciarza”!
Po
krótkim odpoczynku poszliśmy nad morze. Było popołudnie, upał ogromny, na plaży
było całe mnóstwo ludzi. Tak jak w Bałtyku kąpię się rzadko, tak postanowiłem
wykąpać się w Morzu Czarnym. Samo wejście do wody było mało przyjemne, ponieważ
na brzegu i w wodzie było mnóstwo kamieni. Za to woda była przyjemnie ciepła,
ok. 22 stopni. Jola postanowiła ten mój wyczyn uwiecznić na zdjęciu. Po takim
gorącym dniu przyjemnie było wychłodzić
się w morzu.
Poszliśmy później jakieś 300 m w
lewo i znaleźliśmy się w górach! Spacerowało tam sporo osób. Widoki znowu przepiękne!
Połączenie morza i gór wręcz fantastyczne. Góry krymskie są bardzo stare. Poza
małymi zatokami, nad którymi są plaże i małe miasteczka, góry wszędzie
„dochodzą” do samego morza. Wędrowaliśmy ścieżką wzdłuż wybrzeża. W wielu
miejscach wyglądało tak, jakby z tych gór odpadały ogromne ich części i wpadały
do morza. Na wielu było widać duże pęknięcia. Gdzieś czytałem, że czasami od
góry odrywa się jej duża część i spada w dół. Trochę z przymrużeniem oka
traktowaliśmy takie opowieści, jednak w takich miejscach niejako przyśpieszaliśmy
kroku, bo w końcu kiedyś taka pęknięta część musi się zawalić i lepiej, żeby
wtedy nas tam nie było…
Góry tworzą przepiękne widoki. Widok
z nich w kierunku zatoki i miasta jest równie ciekawy. Czasami w skałach nad
samym brzegiem widać było kąpiących i opalających się ludzi.
Wracając z powrotem w kierunku plaży
zauważyłem, że ktoś macha do mnie ręką i mnie woła. Okazało się, że ponownie
spotkaliśmy, tym razem w górach, Rosjanina, z którym rano
rozmawialiśmy na plaży. Po krótkiej rozmowie, pożegnaliśmy się i wracaliśmy do
naszego ośrodka.
Wieczorem
trochę porozmawiałem z właścicielem pensjonatu na temat tego, co widzieliśmy i
jakie mamy dalsze plany. Dziwił się trochę, że mamy zamiar ciągle gdzieś
jeździć zamiast leżeć na plaży. Opowiadałem mu, jakie plaże są u nas. Mówił mi,
że jak będziemy jechać do Teodozji, to tam już nie ma gór i również są plaże
piaszczyste.
Następnego
dnia mieliśmy w planie wyjazd nad Morze Azowskie i mierzeję Arabacką.
|