Świat się
zmienił. Mówimy teraz, że dzięki internetowi stał się on „globalną wioską,”
wszędzie można dotrzeć, coś zobaczyć, kupić itp. za pomocą komputera. Jednak
zorganizować sobie wyjazd na drugi koniec świata, to już niemałe
przedsięwzięcie. Z kolei, jeśli jechać tak daleko, to warto wyjechać na dłużej.
Co wtedy z pracą i wszelkimi sprawami codziennymi w kraju? Okazuje się, że
wszystkie takie problemy można rozwiązać i wyjechać np. na cały rok, co
uczynili właśnie Agnieszka z Andrzejem. Tak do końca, to nigdy nie wiadomo, co
było powodem zorganizowania takiego wyjazdu. Czy powodem wyjazdu była chęć
poznania i przeżycia przygody w krajach dalekiego wschodu, czy podziałał być
może przykład siostry Agnieszki, która przez pół roku przebywała w Indonezji i
zwiedziła również inne państwa Azji południowo-wschodniej (zobacz artykuły na
naszym portalu „Monika w Indonezji” w dziale „Nasze podróże” )? Pewnie wszystko
po trochę. Nie mniej jednak, od klikunastu dni Agnieszka i Andrzej przebywają
już w Azji. Tym razem, dziadek Gustaw mieszkający w Gorawinie, podchodził
spokojniej do wyjazdu kolejnej wnuczki na drugi koniec świata, a rodzice?
Rodzice zawsze mają swoje obawy…
Ponieważ
artykuły „Monika w Indonezji” miały ogromną poczytność, będziemy również na
naszych stronach relacjonować informacje o ich przygodach na kontynencie
azjatyckim.
Na lotnisku w Londynie
Najpierw
jednak było planowanie tej wyprawy. Wiemy, że trwało długo, bo ok. roku.
Później załatwianie spraw bieżących, a głównie urlopowanie na tak długi okres w
ich zakładach pracy, szczepienia, sprzedaż samochodu,przygotowanie wyposażenia
na wyjazd, planowanie trasy, załatwienie biletów itp. To wszystko już za nimi.
Najpierw wylot z Warszawy do Londynu, tam nocleg u znajomych, a później lot do
Kuala Lumpur w Malezji, a później dalej i dalej…
Andrzej tak o tym pisał: „Poszło!!! I teraz już się dzieje na
poważnie. Nie wiem jak Aga, ale ja miałem taki dziwny stan, w którym do samego
końca nie bardzo docierało do mnie, że to się na prawdę wydarzy (optymista z
natury ale z doświadczenia pesymista, heh). Tak czy inaczej po kilkudniowym
“waletowaniu” u naszej Sylwii, niekończącym się odhaczaniu ptaszków na liście
spraw do załatwienia i hucznej imprezie pożegnalnej, ruszyliśmy w drogę (
a co do listy spraw to oczywiście, że zapomniałem o kilku drobnych rzeczach )”.
Słynne wieżowce Petronas
Do Kuala Lumpur dotarli po 14
godzinnym locie. Z lotniska do samego miasta było jeszcze ok.75 km i dotarli
tam dopiero ok. 3.00 nad ranem. Nocne szukanie wcześniej zarezerwowanego
hostelu też nie było łatwe. Nawet tksówkarz miał problemy. „Nieoczekiwanie nadeszła pomoc – w szpilkach…
piękna kobieta, pracująca nocami chodziła razem z nami i
szukała właściwego adresu ”
Jak sami stwierdzili, na ulicach
w nocy było dość bezpiecznie, a śpiący wszędzie bezdomni na ich widok nie
reagowali. W końcu dotarli do hostelu. Otrzymali mały pokoik, który kosztował
30 MYR (około 32 zł) za os/noc – w pokoju dwuosobowym, o skromnych wymiarach
2 x 2,2m, bez okna. Było tam jednak czysto i schludnie.
Kuala Lumpur jest miastem o wielu twarzach, zależy, w który kąt się
zajrzy… Jest b. rozwinięte, dzielnice różnią się od siebie diametralnie,
począwszy od gwarnego i zapuszczonego ChinaTown, poprzez hinduskie klimaty w
Little India, fragment oryginalnej dżungli w sporym parku położonym tuż za
centrum miasta, aż po dzielnicę Golden Triangle, z wieżami Petronas,
apartamentowcami liczącymi po 30 pięter czy ogromnymi galeriami handlowymi. Jeśli
chodzi o koszty, to odnosimy wrażenie, że większość cen można porównać do
polskich, przynajmniej tak jest w KL. Co ciekawe, przedmioty sprzedawane na
bazarach w chińskiej czy hinduskiej dzielnicy często są sporo droższe niż, te w
polskich sklepach – a przywiezione są przecież stąd… Pamiętamy jednak o
konieczności targowania się, warto próbować zejść o 3/4 ceny lub co
najmniej połowę. Inną sprawą są drobne oszustwa w sumowanych rachunkach etc.,
ale nie chcemy generalizować – po prostu pilnujemy tego, co nasze. Warto
wiedzieć (my nie wiedzieliśmy ), że w Malezji w
niektórych miejscach, w cennikach (o ile istnieją), podawane są ceny netto, a
dopiero po otrzymaniu rachunku pojawia się VAT, słyszałam, że tak jest nawet w
McD.”
„…i jeszcze kilka spostrzeżeń Andrzeja Dookoła co chwilę widzimy
super samochody i są to marki zupełnie nie znane w EU a nawet jeśli jest to już
jakaś Toyota lub Nissan to całkiem obcy nam model. Wśród aut króluje
Proton. I co ciekawe na ulicach w ogóle nie widać psów, jakoś boję się
myśleć dlaczego A jeśli chodzi o
architekturę, to ja jestem pod wielkim wrażeniem, tutaj nie znają
ograniczeń! Skala budynków i materiały, z których są wykonane powalają.” Andrzej jest architektem, stąd jego fascynacja tym tematem.
W Kuala Lumpur nasi podróżnicy
przebywali przez trzy dni, później pojechali do Melaki, skąd mieli przeprawić
się promem do Indonezji. Miejsce to cieszy się dużym powodzeniem wśród turystów
i backpackerów, szczególnie w weekendy kiedy odbywa się wieczorny targ.
„Zamieszkaliśmy w klimatycznym, zabytkowym, przyjaznym i tanim hostelu
Jalaln Jalan Emas, w dzielnicy ChinaTown. Dostaliśmy świetny pokój, z oknami i
wspólnym łóżkiem (w KL ze wzgl. na oszczędności wzięliśmy twin – czyli pokój z
osobnymi łóżkami, pokoje typu dbl są zwykle droższe – choć trudno mi to
zrozumieć). Ten kosztował nas 19 MYR /os/noc (co daje około 40 zł za pokój, za
naszą dwójkę).”
Melaka słynie z tanich hosteli, wyśmienitej kuchni, i co chyba najważniejsze,
bogatej historii sięgającej XV wieku. Co czyni ją jeszcze bardziej interesującą
– Melaka wielokrotnie przechodziła w ręce kolonizatorów, począwszy od
Portugalczyków, dalej Holendrów, aż po Brytyjczyków. Później znalazła się pod
wpływem Chin. W tej chwili 2/3 mieszkańców stanowią Malezyjczycy, a pozostałą
część głównie Chińczycy. Jak możecie sobie wyobrazić, dzięki historycznym
zawirowaniom, w mieście można odnaleźć wpływy każdego z kolonizatorów,
szczególnie w architekturze :)
Malezja już za nimi. Teraz
popłyną promem do Indonezji, która jest państwem wyspiarskim położonym na 17
508 wyspach! Około 6 tys. z nich jest niezamieszkanych.
Wkrótce następne opisy.
Więcej zdjęć:
Cytaty i zdjęcia pochodzą z bloga
Agnieszki i Andrzja.