04m.jpg
powered_by.png, 1 kB
Strona główna arrow Nasze podróże arrow Azja arrow Agnieszka i Andrzej w Tajlandii cz. 7
Agnieszka i Andrzej w Tajlandii cz. 7 Utwórz PDF Drukuj Poleć znajomemu
Redaktor: Administrator   

Kolejna relacja Agnieszki i Andrzeja, którzy przez dziesięć miesięcy podróżowali po krajach Azji południowo-wschodniej. Obecnie są już w Polsce, a my wracamy do tematyki ich podróży.

 

Nasi podróżnicy trafili w końcu do stolicy Tajlandii – Bangkoku. Bangkok jest jednym z najszybciej rosnących i najbardziej dynamicznie rozwijających się pod względem ekonomicznym miast w południowo-wschodniej Azji. Od zakończenia II wojny światowej liczba jego mieszkańców wzrosła dziesięciokrotnie. Obecnie zespół miejski zamieszkuje ok. 10 mln mieszkańców. Jest podzielony na 50 dzielnic. Ciekawa jest nazwa stolicy w języku tajskim: กรุงเทพมหานคร อมรรัตนโกสินทร์ มหินทรายุธยามหาดิลก ภพนพรัตน์ ราชธานีบุรีรมย์ อุดมราชนิเวศน์ มหาสถาน อมรพิมาน อวตารสถิต สักกะทัตติยะ วิษณุกรรมประสิทธิ์, czyli Krung Thep Mahanakhon Amon Rattanakosin Mahinthara Ayuthaya Mahadilok Phop Noppharat Ratchathani Burirom Udomratchaniwet Mahasathan Amon Piman Awatan Sathit Sakkathattiya Witsanukam Prasit, co w prostym tłumaczeniu oznacza:

„Miasto aniołów, wielkie miasto, wieczny klejnot, niezdobywalne miasto boga Indry, wspaniała stolica świata wspomaganego przez dziewięć pięknych skarbów, miasto szczęśliwe, obfitujące w ogromny Pałac Królewski, który przypomina niebiańskie miejsce gdzie rządzi zreinkarnowany bóg, to miasto dane przez Indrę, zbudowane przez Wisznu”.

            Wróćmy jednak do podróży Agnieszki i Andrzeja. W Bangkoku zamieszkali w hostelu, w dzielnicy w przemysłowej części Chinatown, przy ulicy złomiarzy.

  Image

 

Image 

Image 

Bangkok cierpi na chroniczne korki uliczne, ale prócz dwu, trzy i czterokołowców, po mieście można poruszać się również metrem, szybkim pociągiem typu SkyTrain, czy łodziami po rzece – każde z alternatywnych połączeń z przyjemnością przetestowaliśmy :)

Tajlandczycy czczą króla na wiele sposobów, jego wizerunek można odnaleźć w sklepach, w budynkach użyteczności publicznej no i oczywiście na każdym banknocie. Jest też kanał w TV, na którym emitowane są tylko „właściwe”, królewskie treści :) Jednak najwyższą wartością dla Tajów wydaje się być religia, zdecydowana większość wyznaje buddyzm. Na każdym kroku zauważyć można ołtarze i ołtarzyki, rozświetlone, z kadzidłami i darami (napoje, owoce, jedzenie) przygotowanymi dla duchów strzegących domostwa.

Spośród dziesiątek świątyń wartych odwiedzenia wybraliśmy jedną z najstarszych Wat Pho, z ponad 46 metrowym posągiem leżącego Buddy. Na terenie świątyni, prócz samego posągu, znaleźliśmy masę ciekawych zakamarków i detali.” (Aga)

Image

Image 

Image 

Ponieważ narodowym sportem w Tajlandii jest boks tajski, nie omieszkali takich walk zobaczyć.

„…w każdą środę wieczorem, przy MBK Center odbywają się walki – nie omieszkaliśmy zobaczyć. Gwarno tam i wesoło, Tajlandczycy tak się angażują, że krzyczą przy każdym zadanym ciosie. Pierwsza walka to raczej show – wrestling w wykonaniu kobiet, później jest już na poważnie”.

Image

Image 

            Po pewnym czasie mieli jednak dość tego wielkiego miasta i zwiedzali kolejne miejsca i wyspy znajdujące się poza stolicą państwa. Dużym problemem okazał się sposób porozumiewania się z miejscową ludnością.

„Tajlandia. Jak się okazuje, to całkiem inna bajka niż Indonezja. Tam pomimo niewielu turystów dość, dużo ludzi zna kilka podstawowych zwrotów w języku angielskim, a nawet jeśli nie, to przecież Bahasa Indonesia jest banalnie prostym językiem, którego jak niektórzy mówią nawet małpa jest w stanie się nauczyć. W Tajlandii mianowicie wygląda to mniej więcej tak: możesz mieć duży wybór miejsc do spania, nazwy opisane fonetycznie w znanym nam alfabecie oraz tubylców znających podstawy angielskiego i przypłacić to wszechobecnym tłumem turystów. Możesz też wybrać miejsca mniej popularne, gdzie nie spotyka się nikogo, poza miejscowymi, ale musisz się liczyć z tym, że prawie nikt Cię nie zrozumie, nawet gdy będziesz starał się jak najwyraźniej artykułować kilka poznanych słów w ich języku. Ty również niewiele będziesz rozumiał, bo jeśli już spotkasz kogoś znającego podstawy angielskiego, to jego akcent sprawi, że z trudem wyłapiesz może kilka słów. Ponadto zdecydowana większość informacji wizualnych napisana jest w języku tajskim, opartym na kompletnie innym alfabecie. To nie jest prosty język.” (Andrzej)

Pojechali później na północ kraju, odwiedzając kolejne wyspy i miasta.

Image

Image

Miedzy innymi byli w  Khon Kaen(150 tys. mieszkańców)

„…znaleźliśmy dość miły i za niewielkie pieniądze. Pokój z łazienką, Wi-Fi, ciepłą wodą i telewizorem w cenie 230 bathów (czyli około 25 PLN). Odkryliśmy również wspaniały nocny bazar z mnóstwem straganów i barów, w których można zjeść tanio, smacznie i różnorodnie. Prócz porządnych kolacji, co wieczór zajadaliśmy się kokosowymi biszkoptami wypełnionymi sztywną pianką z ubitych białek, mmmmniaaam!” (Andrzej)

            Z Khon Kaen pojechali dalej na zachód, w kierunku tajsko-birmańskiej granicy, do Mae Sot. Kończyła im się wiza pobytowa w tym kraju. W Tajlandii, przekraczając granicę drogą lądową otrzymuje się wizę wjazdową na 15 dni, na lotniskach 30 dni – obie są darmowe.  Głownie chodziło o przekroczenie granicy na jeden dzień i powrót do Tajlandii. Potrzebowali jeszcze przez dziesięć dni przebywać w tym kraju, gdyż później mieli lot z Bangkoku do Colombo na Sri Lance.

Image

Image 

„Mae Sot tętni przygranicznym życiem. Mieszanka kulturowa i etniczna jest niesamowita: Tajowie, Birmańczycy, Hindusi, Chińczycy i ludność górska Karenowie i Hhmongowie. Podobno Tajowie stanowią tu zaledwie 20% ludności. W Mae Sot, dużo osób żyje na granicy ubóstwa, część z nich przebywa tu nielegalnie, część z nich pracuje zarabiając 100$ miesięcznie, niektórzy żebrzą. Ta różnorodność powoduje, że miasto, choć niewielkie, jest żwawe i dostarcza wielu wrażeń.”

Teraz na krótko do Birmy:

„Granica między państwami przebiega wzdłuż rzeki, a oba miasta łączy Friendship Bridge. Najpierw odprawa, opuszczamy Tajlandię, potem zdobywamy birmańskie wizy (500 bahtów, czyli 55 zł), które upoważniają nas do wejścia do miasta Myawaddy, ale nie wolno nam zapuścić się dalej. Idziemy mostem, mijamy pojedyńczych żebrzących. Na moście widzimy znaki informujące o zmianie kierunku jazdy (nareszcie prawostronny!). Kręcimy się trochę po Myawaddy, odwiedzamy dwie świątynie, jednak z każdą minutą coraz bardziej zanosi się na deszcz, wracamy. W drodze powrotnej przez most, mijamy znaki zakazujące handlu ludźmi, ostrzegające o nielegalności narkotyków, i informujące o zmianie kierunku jazdy na lewostronny (yhh!). Spotykamy też ciekawego faceta, Eryka, który uczy w szkole birmańską młodzież, szkoła znajduje się po tajskiej stronie, w Mae Sot. Umawiamy się z nim na kolację. Zaczyna lać, więc zagęszczamy ruchy. I znowu: odprawa, opuszczamy Birmę, i w kolejnych okienkach otrzymujemy 15-dniowe tajskie wizy :) Co ważne, tajscy pracownicy biura imigracyjnego są tak przesympatyczni, że kolejne 15 minut spędzamy na przyjemnej pogawędce na temat piłki nożnej, Euro 2012 i pogody w Polsce :)” (Aga)

Image

Image 

Image 

„Kolejnego dnia wypożyczamy skuter i spakowani do minimum, z planami spędzenia 2-3 nocy pod namiotem, ruszamy w drogę, na południe. Pogoda jest zmienna, upał przeplata się z ulewnymi deszczami, więc co jakiś czas zjeżdżamy, aby przeczekać deszcz. Jest pięknie, trasę otaczają góry. Po drodze zwiedzamy świątynie, wodospady, znajdujemy gorące źródła. Jemy w lokalnych barach, jak zwykle z przygodami, bo lokalesi chcą z nami rozmawiać i pomimo wysyłanych przez nas sygnałów, że nie rozumiemy – “rozmawiają”!!! Niektórzy naprawdę monologują, a my po prostu uśmiechamy się :)” (Aga)

Do Bangkoku jeszcze wracali, zawsze mieszkając w tym samym hotelu. Kolejny wyjazd na północ Tajlandii odbył się autobusem do Chiang Mai.

„Całe centrum (częściowo otoczone zabytkowymi murami obronnymi) to turystyczny “raj”, pełno tu wszystkiego co cieszy, i co potrzebne turystom – hosteli, knajp i barów, salonów piękności i masażu, biur turystycznych oferujących wyprawy w pigułce typu 7 w 1, pralni, wypożyczalni skuterów, sklepów z ciuchami itd. Nie brakuje też kulturowych atrakcji – ilość świątyń przypadająca na 1 km2 chyba bije tajskie rekordy, a i markety (sobotni, niedzielny i nocny) pewnie dostarczają wrażeń, ale raczej tym co szukają gadżetów i “lokalnych” pamiątek, w stylu made in China..

My po pierwszej nocy, wymeldowaliśmy się, zostawiliśmy duże plecaki w hostelu, wynajęliśmy skuter i dawaj – w drogę! Trasę zaplanowaliśmy na 4 dni, do zrobienia mieliśmy jakieś 550 km, a w planach był tzw. “mały loop”: Chiang Mai -> Pai -> Mae Hong Son -> Khun Yuam -> Chom Thong -> Chiang Mai.”

Image 

Image 

Spali pod namiotem, głównie w Parkach Narodowych. Zawsze było tanio i bezpiecznie.  Po deszczowej nocy nadchodzi deszczowy poranek, nie martwimy się jednak, bo do Chiang Mai pozostaje nam zaledwie 90 km. Po drodze odwiedzamy jeszcze niesamowity wodospad Wachirathan Waterfall. Po kilku pozytywnych doświadczeniach z parkami narodowymi w Tajlandii, dochodzimy do wniosku, że chyba wszystkie (a przynajmniej te, które odwiedziliśmy teraz i podczas poprzedniej objazdówki) są świetnie przygotowane do biwakowania, zawsze bardzo zadbane i najczęściej darmowe (jedynie w Doi Inthanon opłata wynosiła 30 bahtów/os, czyli 3,3 zł) :) 

Po powrocie, w Chiang Mai spędzamy jeszcze 2 leniwe dni, podczas których decydujemy się (w końcu!) na saunę i masaż. Ja, niby świadoma, wybieram coś tak hardcorowego, że nawet teraz jak o tym myślę, to jeszcze mnie boli – masaż tajski. Andrzej wybiera relaksacyjny masaż z użyciem olejków. Jesteśmy masowani w osobnych salach, więc jak po godzinie wymieniamy wrażenia – kompletnie różne – to mamy niezły ubaw – Andrzej jest wyluzowany i zrelaksowany, ja bardziej czuję się jak koń po westernie :)Dzisiaj, z Chiang Mai, ruszamy w kierunku południowo – wschodnim, do Ubon Ratchathani, w którego okolicy, tuż przed wyprawą do Laosu, planujemy spędzić jeszcze kilka dni. Przed nami prawie 15 godzin jazdy autokarem, ale co tam!”

Image 

Do Ubon Ratchathani przyjechaliśmy z kilku względów, po pierwsze stąd planowaliśmy przedostać się do Laosu, w kierunku południowych 4ech tysięcy wysp, po drugie wiedzieliśmy, że okolica wzdłuż granicy z Laosem i Kambodżą obfituje w niezapomniane krajobrazy. Miasto wygląda można powiedzieć „typowo” jak na średniej wielkości stolicę tajskiej prowincji. Nie wyróżnia się niczym specjalnym, tak naprawdę ożywa tylko raz w roku, w czasie festiwalu figur woskowych, podczas którego procesje oświetlonych rzeźb maszerują przez ulice. Poza tym wśród turystów jest znane głównie jako punkt przesiadkowy w drodze do Laosu.”

Image 

Image 

Tam po raz kolejny wypożyczyli skuter i zwiedzali okolice tym środkiem lokomocji. Zaglądali w różne miejsca, odwiedzając głownie Parki Narodowe, ciekawe punkty widokowe, wodospady itp.

„Odwiedziliśmy również Phu Chong Nayoi National Park ze wspaniałym wodospadem. Kierowaliśmy się jednak cały czas do miejsca o nazwie Kaeng Lamduan gdzie jak się dowiedzieliśmy w sierpniu i wrześniu można zobaczyć unikatowe na skalę światową zjawisko. W tym właśnie miejscu na niewielkim przewyższeniu rzeki tysiące krewetek próbują wdrapywać się na skały aby dostać się w górę strumienia. W Lamduan nie ma niestety ani siedziby żadnego parku ani jakiegokolwiek pensjonatu, jednak z pomocą przyszli nam pracownicy stacji przyrodniczej Wildlife Conservation and Extention Station – odpowiednika naszego leśnictwa/nadleśnictwa. Rozbiliśmy namiot na terenie świetnie nadającym się na kemping, wyposażonym w proste łazienki, a dodatku na skraju dżungli. Późnym wieczorem poszliśmy wraz z jednym z leśników nad rzekę szukać krewetek. Stan wody w rzece był dość niski więc widzieliśmy ich niewiele, ale pomimo to widok małych stworzonek wspinających się po skałach pod prąd rzeki był niesamowity.

Image 

Rano czekała nas miła niespodzianka, dyrektor stacji przyrodniczej zaprosił nas na pyszne śniadanie i kawę. Od niego też dowiedzieliśmy się że najlepszym okresem na oglądanie tzw. parading shrimps jest wrzesień. Wtedy to można zobaczyć ich dosłownie tysiące. Mr Thanee udostępnił nam również kilka zdjęć, które zrobił rok wcześniej podczas specjalnego pikniku związanego z krewetkami.”

            Teraz przed naszymi podróżnikami Laos, ale o tym państwie w następnej relacji.

 

Opracowano na podstawie relacji Agnieszki i Andrzeja

Zdj: Agnieszka i Andrzej

Czytaj inne artykuły o pobycie A&A w Azji (KLIKNIJ!)

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »

Imieniny

20 Kwietnia 2024
Sobota
Imieniny obchodzą:
Agnieszka, Amalia,
Czesław, Czech,
Czechasz, Czechoń,
Florencjusz,
Florenty, Nawoj,
Sulpicjusz, Szymon,
Teodor
Do końca roku zostało 256 dni.

Programy tv

Gościmy

Odwiedza nas 2 gości





© 2024 gorawino.net :: Joomla! i J!+AL jest Wolnym Oprogramowaniem wydanym na licencji GNU/GPL.