Żelazowa Wola, Warszawa, Białystok
Autor: Tadeusz Dach   

Ostatnio usłyszałem takie zdanie: „ tylko trochę cieplej się zrobiło i już Anioły z Rymania nosi po wycieczkach”.

Trochę prawdy w tym jest. Faktycznie zrobiło się cieplej i członkowie Klubu Seniora „Pod Aniołami”, jaki działa przy GOPS w Rymaniu, już planują wyjazdy na wycieczki.  Tytułowa wycieczka to pierwsza z nich. Następna jest już planowana w październiku do Paryża! – tam nas jeszcze nie było.

Pierwszym celem naszego wyjazdu była Żelazowa Wola. Wyjazd z Rymania o czwartej rano, kierowcą był p. Tomek (z którym już kiedyś jechaliśmy), a pilotem p. Aldona Więcek - Kierownik GOPS. Po drodze zabraliśmy jeszcze kilka osób z zaprzyjaźnionego Klubu Seniora „Złota Jesień” z Siemyśla.

W dobrych nastrojach jechaliśmy przez śpiący jeszcze kraj. Przed południem dojechaliśmy do Żelazowej Woli. Chyba wszyscy znają nazwę tej miejscowości. Tam urodził się w 1810 roku Fryderyk Chopin.
dsc07076.jpg

To niewielka miejscowość leżąca pod Sochaczewem. Znajduje się tam muzeum Dom Urodzenia Fryderyka Chopina (1931) (oddział Muzeum Fryderyka Chopina w Warszawie, zarządzanego przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina). Dworek otacza park urządzony w latach 1932-1939. Na terenie parku znajduje się pomnik kompozytora. 1 marca (lub 22 lutego) 1810 urodził się tutaj Fryderyk Chopin, jako drugie dziecko Mikołaja i Justyny z Krzyżanowskich. Rodzina Chopinów mieszkała w lewej oficynie dworu do 1 października 1810, kiedy to przeniosła się na stałe do Warszawy. Warunki mieszkaniowe w oficynach były dość ciężkie ze względu na bardzo niski standard wykończenia budynku; jak pokazują najnowsze badania, lewa oficyna, w której urodził się Fryderyk Chopin nie posiadała nawet drewnianych podłóg, ale jedynie klepisko.

Należy zaznaczyć, że w muzeum, które tu urządzono, niemal całe eksponowane wówczas wyposażenie nie było nigdy związane z rodziną i osobą Fryderyka Chopina. Całkowity brak danych dotyczących pierwotnego wyglądu wnętrz oficyny, spowodował, że koncepcja aranżacji ich przestrzeni była jedynie fantazją na temat polskiego dworu. Najnowszy stan wiedzy pokazuje, że odtworzone po II wojnie wnętrza nie miały nic wspólnego z ich o wiele skromniejszym wyglądem z początku XIX wieku. Podczas spaceru po parku mogliśmy zauważyć, o ile później wiosna jest na naszym terenie, nad morzem niż w centrum Polski.

dsc07142.jpg





















dsc07168.jpgNastępnym punktem naszej wycieczki była Warszawa. Byliśmy tam kilka lat wstecz na musicalu w teatrze „Roma” pt. „Deszczowa piosenka”. Tym razem również przyjechaliśmy na musical zatytułowany „Piloci”. Chociaż do spektaklu mieliśmy trochę wolnego czasu nie planowaliśmy wielkiego zwiedzania, chyba, że indywidualnie. Część osób chciała zobaczyć Muzeum Techniki – niestety było zamknięte, część wjechała na 30 piętro Pałacu Kultury, aby podziwiać Warszawę z dużej wysokości. Inni udali się na zakupy do „Złotych tarasów” i innych okolicznych sklepów. Jednak najważniejszym punktem programu był spektakl w teatrze „Roma”.

Tego się chyba nie spodziewaliśmy. Byliśmy już na kilku musicalach, ale to był inny spektakl, zwykły teatr muzyczny został poszerzony o film, efekty specjalne, a kilka z nich przeszło nasze oczekiwania jak np. wjazd pociągu na dworzec, z którego wychodzili aktorzy, samolot, który rozbił się na scenie i wiele innych. To trzeba zobaczyć! Fabuła tego spektaklu była bardzo polska, o tułaczce polskiego żołnierza ( w tym wypadku polskich lotników) w czasie Ii wojny światowej. Nawet, jeśli ktoś nie przepada za historią, to w spektaklu tym mógł poznać losy naszych lotników w Polsce przedwojennej, w czasie wojny, w obronie Anglii, czy też po zakończeniu II wojny światowej. Wątki patriotyczne były tam pięknie uchwycone. Nie brakowało też dowcipu i zabawnych scen, które równoważyły tragiczne losy wojny. Do tego wszystkiego wspaniała muzyka i śpiew oraz scenografia cyfrowa i animacje filmowe, a także światła dawały wspaniały efekt.

Na zakończenie widownia na stojąco biła brawa, my również. Gdzieś przeczytałem, że „Piloci” to wielki tryumf polskiego musicalu i chociaż nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, to w pełni się z tym zgadzam.

dsc07188.jpg













Spektakl jest długi, trwał prawie trzy godziny, a nas czekała jeszcze jazda do Białegostoku. Nocny spacer po Warszawie (do autokaru) też miał swoje plusy. Nie często oglądamy Warszawę przecudnie oświetloną.

W hotelu byliśmy ok. drugiej w nocy… Po szybkim rozlokowaniu się w pokojach, wszyscy udali się na spoczynek. Hotel „Silver’ zapewnił nam bardzo dobre warunki pobytu. Rano, smaczne śniadanie, a później spotkaliśmy się z naszą panią przewodnik, którą okazała się p. Halina Nowicka. Część z nas miała okazję ją poznać podczas ubiegłorocznej podróży do Czarnogóry i Albanii. Po Białymstoku poruszaliśmy się komunikacją miejską. P. Halina opowiadała nam o historii miasta, ale i o dniu dzisiejszym. Jak zwykle mówiła z wielką swadą i z dużą znajomością tematu. Najpierw pojechaliśmy do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego, które powstało m.in. za sprawą, znanego z działalności w Wilnie, ks. Michała Sopoćki. Jako spowiednik i kierownik duchowy z czasów wileńskich siostry Faustyny Kowalskiej, zainspirowany jej objawieniami, oddał się całkowicie szerzeniu prawdy i kultu Miłosierdzia Bożego Opublikował szereg dzieł o Miłosierdziu Bożym, zabiegał o ustanowienie święta, przyczynił się do namalowania pierwszego obrazu Jezusa Najmiłosierniejszego Zbawiciela, współtworzył Zgromadzenie Zakonne Sióstr Jezusa Miłosiernego. Zwiedzaliśmy to sanktuarium, był też czas na modlitwę.

Później pojechaliśmy do centrum Białegostoku. Tam przebywaliśmy przez jakiś czas na Rynku Kościuszki, który pełni rolę centrum miasta. To duża przestrzeń, wolna od pojazdów i zabudowań. P. Halina opowiadała nam o historii tego miejsca oraz o zabytkach tam znajdujących się. Historia Białegostoku jest bardzo ciekawa i tragiczna zarazem. Trudno tu opisywać wszystko.

dsc07251.jpg

 












Miasto powstało dość późno, bo w połowie XV wieku, a całość założenia urbanistycznego Białegostoku przypisywana jest architektom związanym z dworem hetmana Jana Klemensa Branickiego. Nasze największe zainteresowanie budziła Bazylika Archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znajdująca się przy Rynku Kościuszki. Jest to zespół świątynny, złożony z dwóch połączonych ze sobą budynków kościelnych: starego (z początku XVII wieku) oraz nowego (z początku XX wieku). Ciekawa jest jego historia. Pod koniec XIX w. dotychczasowa parafia liczyła ok. 12 000 osób i dotychczasowy kościół mogący pomieścić ok. 1000 osób był za mały. W I poł. XIX w. rozpoczęto starania o budowę nowego kościoła. Władze carskie się na to nie zgodziły i pozwolono tylko na dobudowanie do starego kościoła przybudówki. W ten sposób zbudowano nowy kościół (na zdjęciu z czerwonej cegły z wieżami), który jest dołączony do kościoła starego ( na zdjęciu w kolorze białym).  

Dalej poszliśmy w kierunku pałacu Branickich. To zabytkowy pałac, jedna z najlepiej zachowanych rezydencji magnackich epoki saskiej na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej w stylu późnobarokowym określany mianem „Wersalu Podlasia”, „Wersalem Północy”, a także „Polskim Wersalem”. Początki pałacu sięgają XVI wieku. Teren ten był przez wiele lat rozbudowywany, a po II wojnie światowej rekonstruowany ze wzglądu na ogromne zniszczenia. Po wejściu na teren pałacu przez piękną bramę widzieliśmy wspaniałe posągi Herkulesa, a dalej budowlę pałacu. Obecnie w pałacu ma siedzibę rektorat Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Niestety nie mogliśmy wejść do środka, ponieważ odbywały się tam uroczystości miejskie.

dsc07337.jpg













Dalej przeszliśmy do zespołu parkowo-pałacowego. Usytuowany jest na dwóch parterach (poziomach): górnym i dolnym. Część górna, w której znajduje się pałac oraz ogród francuski mający kształt regularnego czworoboku. Na dolnym parterze położony jest o ogród o typie angielskim. Aktualnie trwają prace rekonstrukcyjne ogrodów barokowych, by przywrócić je do stanu z XVIII wieku. Później ponownie wyszliśmy na Rynek Kościuszki. Mieliśmy czas wolny na samodzielne zwiedzanie.

Większość z nas była w tym mieście po raz pierwszy, niektórzy dziwili się, że jest ono tak ładne i duże ( ok. 300 tys. mieszkańców). Wiele dowiedzieliśmy się od naszej przewodniczki p. Haliny, która jest mieszkańcem tego miasta.

 W godzinach popołudniowych wyjechaliśmy w drogę powrotną do Rymania. P. Halina otrzymała od nas kwiaty i piękny album o Białymstoku. Może się kiedyś zobaczymy z nią ponownie na kolejnej wycieczce…

Podróż powrotna była długa i trochę męcząca. Do tego doszła zmiana czasu i w związku z tym w Rymaniu byliśmy w środku nocy.

Widzieliśmy w Warszawie wspaniały spektakl muzyczny i odwiedziliśmy kolejny, ciekawy region naszego kraju.

Zdjęcia Tadeusz Dach