Monika w Kambodży, Laosie ...
Redaktor: Administrator   

Monika w Kambodży, Laosie i Malezji.

Image 

Monika nadal podróżuje po krajach południowo-wschodniej Azji. Wspólnie z koleżanką z Holandii, Sophie, z Indonezji pojechały do Kambodży. Wylądowały na lotnisku stolicy kraju Phnom Penh. W Kambodży doznały ogromnego zaskoczenia – prawie wszyscy mówią po angielsku!

„…mile zaskoczona jestem, że wszyscy wkoło mówią po angielsku, nawet dzieci (ok 8 lat, skubańce chodzą i wciskają książki ,żeby kupić). Poza tym ludzie przyjaźnie nastawieni…”

Kambodża,figury w świątynii
Kambodża, figury w świątynii.
 

W Phnom Penh zauważyły jeszcze, z wielkim zdziwieniem, że wszędzie dostępne są jakieś narkotyki, pomimo surowych zakazów ich posiadania.

„ … wszędzie na ulicy sprzedawane są magiczne grzybki a pizze, serwowane tu najczęściej to “happy pizza” z marihuaną na wierzchu.”

Po doświadczeniach Indonezji, Kambodża okazała się drogim krajem. Monika z koleżanką przejechały ten kraj w 6 dni, w sumie dość ekspresowo, choć inni „backpakerzy” twierdzili, że przebywali w Kambodży podobnie krótko. Z ciekawszych rzeczy, to odwiedziły Siem Reap, miasto z kompleksem starych świątyń, które zrobiły na nich ogromne wrażenie. Później już tylko jechały w kierunku granicy z Laosem. Podróż była długa, bo trwała aż 12 godzin. Początkowo jechały autobusem, a później prywatnym samochodem ( na pewnym odcinku autobusy nie jeżdżą), ale oddajmy głos Monice:

„Przejazd był autem 5 osobowym. No dobra, może być. 400 km przed nami, a kierowca upycha ludzi do środka. Ja już krzyczę (razem z Sophie), że chyba sobie żartuje, że nie za tą cenę i że niebezpiecznie. On i tak nie rozumie po angielsku, a najprawdopodobniej tylko udaje. W ten sposób 9 osób jechało 5 osobowym autem. Z przodu 5 osób(kierowca dzielił fotel z pasażerem!!!!) z tyłu tylko 4 osoby. TRAGEDIA! Niebezpiecznie i w ogóle, po drodze kierowca przejechał dużego psa, i nawet nie drgnął, nie oglądnął się, nie zwolnił (choć psy było widać z daleka), a tyle dzieci bawi sie przy ulicy, to mogło być dziecko… Był to jednak pies… uczucie i tak okropne.”

Następnego dnia przekroczyły granicę z Laosem. Na granicy była tylko budka z desek i drewniany szlaban.

Przejście graniczne z Kambodży do Laosu
Przejście graniczne z Kambodży do Laosu
 

W Laosie pierwszy przystanek to rzeka Mekong i pobyt na jednej z 4 tysięcy wysp. Miały tam sporo wypoczynku. Całe dnie leżały w hamakach, czytały książki, trochę zwiedzały okoliczne miejscowości i wodospady. Ciekawostką jest fakt, że na tych wyspach prąd elektryczny jest włączany tylko w godzinach 18 – 22.

Następnym przystankiem była stolica kraju Vientane. Przejazd trwał aż 12 godzin autobusem z łóżkami do leżenia!

„żyje:), łóżka cudne, małe tzn. wąskie, ale dałyśmy radę. Jak się jedzie samemu,to ci do łóżka nieznajomego wepchną. Prawie całą noc spałyśmy…”

Autobus z łóżkami!
Autobus z łóżkami!
 

W końcu znalazły się na północy Laosu w miejscowości VangVieng. Jest to mała  miejscowość, leżąca w dolinie rzeki a po obu stronach góry (1700 m npm.). Można tam zwiedzać jaskinie, wspinać się i zwiedzać leżące w okolicy wioski. Największą atrakcją tej miejscowości jest TUBING, tj. spływ na wielkiej dętce w dół rzeki. Polega to na tym, że wywożą chętnych busem w górę rzeki, i później na dętce wszyscy spływają. Największą atrakcją spływu są bary zbudowane na brzegach rzeki, z których rzucają przepływającym liny, aby mogli dostać się na brzeg. Jednak najlepiej opowie to sama Monika:

„Tubing przeszedł moje najśmielsze oczekiwania!!!!
Generalnie dostajesz wielką  dętkę i tuktukiem (małym tutejszym “busikiem”) jedziesz w górę rzeki. Opona na ramię  i do pierwszego baru, wiaderka mocnego alkoholu i inne dobrocie;) Przy każdym barze są darmowe shoty (kieliszek na powitanie) !
Impreza jest od około 13:00  - pijesz, tańczysz, skaczesz do wody , bierzesz oponę i dryfujesz do kolejnego baru. I tak do wieczora.Wieczór nadszedł, a my w 4 barze, bez opon!!! Opon już przy drugim barze nie miałyśmy, ktoś zabrał - bo podpisane nie są! Więc do kolejnych barów pływałyśmy za pomocą własnych sił, trudno nie było, bo prąd wody jest dość spory:).
Ludzie pijani totalnie i wciąż w wodzie itd. Oczywiście my zbyt twardo stoimy na ziemi, więc niebezpiecznie nie było (co by rodziców uspokoić). W czwartym barze wszystko kręciło się wokół błota….ble… Suma sumarum też tam wylądowałyśmy, skąpane w błocistych basenach…
Zdjęć nie mamy (jeszcze!!), nie ryzykowałyśmy naszych kamer, ale kupiłyśmy taką „małpkę” podwodną, więc zdjęcia wywołamy i zeskanujemy:)
Dziś część druga, zaraz znowu tam idziemy:)”

Po spływie na dętkach
Po spływie na dętkach
 

Dalej była wyprawa do Luang Prabang. Wykupienie wycieczki z atrakcjami jest dość drogie, ale dziewczyny skusiła wyprawa na słoniach w głąb dżungli, plus zwiedzanie wodospadów i wiosek. Koszt takiej wyprawy to 40 $ na osobę (drogo!) .  Atrakcja tego miejsca w Laosie była wyprawa na słoniu w głąb dżungli.

„…mocują taką ławkę ogrodową na słonia i przed siebie… niezły stres!!
szczerze mówiąc,to czułyśmy się jak złe turystki, no, ale 2 godziny na słoniu przez dżunglę i wodę miałyśmy:)”

I jeszcze o Laosie tak bardziej ogólnie:

„Ceny w Laosie są spore, choć już niższe niż w Kambodży. Nasze wyobrażenie co do Laosu jest błędne, jakieś dżungle i wioski oczywiście istnieją, ale miasta jak najbardziej dorównują europejskim standardom. Jest czysto i ludzie mówią po angielsku, to tyle, co mogę powiedzieć o turystycznych miejscowościach. Za nocleg płacimy około 5-6 $ (za 2os. pokój, zazwyczaj z łazienką, trudniej znaleźć coś tańszego choć bardzo chcemy, ale prysznic gorący też kusi zawsze). Mieszkamy w „guest housach”, ot takie pensjonaty, domki. Jedzenie cóż…. są bagietki. Miasta wyglądają tu jak mała Francja, Francuzi naprawdę wiele tu wnieśli, no i te bagietki;) Najlepsze śniadanie czy lunch, bagietka z warzywami czy czymś tam, kosztuje 10.000 kip (bo płacimy tu KURCZAKAMI, hahaha, dla tych co znają niderlandzki) co wynosi około 1$. W barze zapłacimy za to samo już około 2$. Za obiad trzeba liczyć około 3$, chyba, że znajdzie się tutejsze jedzenie na straganach wtedy jest szansa zjeść o połowę taniej - ryzyko bakterii i bóli niemiłosiernych, ale czasem warto.”

W starej świątynii
W starej świątynii
 

Kolejnym etapem podróży przez państwa Azji południowo-wschodniej była Malezja. Monika w stolicy kraju Kuala Lumpur ma koleżankę, z którą studiowała jeszcze w Lejdzie w Holandii. Przez kilka dni mieszkały właśnie u niej w bloku.

„Mieszkanko w bloku, przestronne, słoneczne z oknami zamiast ścian. A przed blokiem zamiast piaskownicy, którą blokowe dzieci tak doceniają jest… otwarty basen otoczony palmami ”.

Kuala Lumpur, słynne wieże
Kuala Lumpur, słynne wieże.
 

„W KL poruszamy sie tanimi taksówkami, które kosztują nas tyle samo co bilet autobusowy z przesiadkami itd. Jazda w ciągu dnia około 30-40 minut wyniesie nas razem około 8-12 zł, dzieląc na cztery źle nie jest. Poza tym jedzenie jest pyszne, bo tutejsze niczym się nie różni od indonezyjskiego, a na to mamy jeszcze czas. Ale od kiedy Malezja składa sie z 3 największych grup : Malezyjczycy, Hindusi i Chińczycy, ja rozkoszowałam się kuchnią Indii. Trzeba wiedzieć gdzie jeść, żeby było taniej, ale z Josee nie zginęłyśmy. (obiad około 5zł od osoby).
Byłyśmy też  na wielkiej imprezie w klubie. Rozczarowane, może, dlatego, że to nie nasze klimaty. Ale wszyscy Azjaci dobrze sie bawili, jejku jak było tam DZIWNIE…”

Kilka dni w tak wielkiej metropolii, było dla Moniki wielkim odpoczynkiem i powrotem do cywilizowanego świata. Miała też okazję zrobić trochę zakupów i uzupełnić brakujące ( zużyte) części garderoby.

Teraz kolejny przelot samolotem, z powrotem do Indonezji, na wyspę Bali. Później na kolejne wyspy Flores, Komodo i inne, ale o tym, ostatnim już etapie podróży, w następnej relacji.